poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 10

Siedziałam w swoim pokoju, który był pilnowany. Cóż, zachciało mi się ratować gwiazdeczkę, to teraz mam. Siedzę, któryś dzień z rzędu w jakimś pokoju, który był zadbany oraz przytulny i próbowałam wymyśleć plan ucieczki, który powoli się pojawiał w mojej wspaniałej głowie. Może miałam pokój na piętrze, ale jedno drzewo było na tyle blisko, że zdołałabym chwycić się gałęzi i na nie się spiąć. Tylko pytanie na ile byłabym wstanie kilometrów uciec, zanim by się zorientowali, że mnie nie ma. 
            Byłam pewna, że teraz nie mogłam uciec, ponieważ nie mieli do mnie zaufania i na pewno byłam nie tylko przed drzwiami pilnowana. Wyjrzałam za okno i zobaczyłam jak sobie siedzą przed domem i popijają piwo.
            Miałam szczęście, że nie mieli mojego telefonu. Dobrze, że go dałam Justinowi. Teraz mieli ciężko mnie powiązać z tatą oraz z matką. Zostało mi jedynie czekać, aż przyjdzie odpowiednia pora na ucieczkę. Chociaż wolałabym już stąd ucieknąć i pozabijać ich.
            Cieszyłam się tylko, że Justina tutaj nie było, ponieważ nie wiedziałabym jak mu pomóc, gdyż na pewno zabraliby go gdzie indziej niż mnie, a to by było okropne, ponieważ nie chciałam by coś złego mu się stało! Jakby mieli go torturować, traktować jako przynętę nie wytrzymałabym, że mój własny przyjaciel cierpi z winy swojego ojca.
            Walnęłam pięścią w ścianę. Trochę zabolało, jednak nie tak bardzo jak rana z postrzału.
            Zastanawiałam się teraz co u Tom’a, którego postrzeliłam. Hm…
            Pewnie zastanawia się nad karą dla mnie. Coś czułam, że mój dzisiejszy dzień nie będzie przyjemny.

Justin Pov
            Siedziałem w swoim pokoju z jej telefonem w ręce. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Media próbowały dowiedzieć się więcej o wypadku ale nie mogli mieć do mnie jakiekolwiek dojścia, ponieważ wszyscy obawiali się o moje bezpieczeństwo. Tata wyjechał ponownie z David’em, który go chronił a ja zostałem pod opieka Leona, który postanowił przenieść nas do domu Avril. Tu miałem opiekę, podobnie lepszą, niż córka szefa tych tu ludzi, którzy mnie otaczali. Obracałem jej telefon w swoich rękach i myślałem co ona teraz przechodzi. Chciałem być na jej miejscu. Dlaczego ja ją posłuchałem?
            Po prostu okazałem się tchórzem i ważniejsze było dla mnie moje bezpieczeństwo od jej.
            Wyszedłem z pokoju do salonu, gdzie siedział Leon przytulony do Corneli. Usiadłem na kanapie, która była obok.
            - Uwierz, że za kilka dni ona do nas wróci. – powiedział do mnie.
            - Jasne. – powiedziałem niezadowolony. – Gdybyście jeszcze jej szukali byłoby dobrze.
            - Jeżeli ona sama nie wróci do kilku dni to odzyskamy ją po zabiciu Toma.
            - Wtedy gdy moja rodzina będzie bezpieczna.
            - Zgadza się. – uśmiechnął się. – Ona da sobie radę.
            Nie wierzyłem własnym uszom. Każdy był pewny, że sobie poradzi…
            Miałem ochotę go udusić.
            - Justin, zależy ci na niej? – spytała nagle dziewczyna.
            I w tym przypadku nie wiedziałem co mam odpowiedzieć…

Avril Pov.
- Puszczaj mnie ty gnoju!
Mój krzyk było pewnie słychać w całym domu. Jakiś wysoki facet prowadził mnie, trzymając mocno za ramię z nożem przy gardle. Nie bałam się, wiedziałam że do póki nie będzie rozkazu o zabiciu mojej, jakże pięknej osoby, będę żyła.
Facet nie martwił się, że coś może mnie boleć i dalej mnie prowadził używając niepotrzebnie siły mimo, że ja się nie rzucałam. Może obawiał się, że coś mi zaraz w tej głowię odbiję i rzucę się na niego?
Szkoda, że nie mieli mózgu, ponieważ jaka normalna dziewczyna się rzuciłaby się na faceta, który widocznie mieszkał w siłowni.
Zaprowadził mnie do salonu, gdzie zobaczyłam mojego porywacza oraz jakąś dziwkę, która masowała jego kark. Boże, może mój tatuś też żyje takim życiem, jednak nie pozwala by jakaś szmata w stringach bez stanika, pozwalała mu masować kark, a on by jej sutków nie ssał. Obrzydzono mi właśnie całkowicie mój dzień.
- Szefie – zaczął niedźwiedź. – przyprowadziłem dziewczynę.
Czemu niedźwiedź, ponieważ mi takiego misia przypominał.
Oderwał się od kobiety i obdarował mnie wzrokiem. Poprosił dziwkę by odeszła a mi kazał przyjść bliżej.
- Nóg nie masz, że każesz mi chodzić? – prychnęłam.
- Jaka zadziorna. – zaśmiał się. – Ciekawe czy będziesz taka jak każdy będzie chciał się tobą zabawić.
- Każdy kto mnie tyknie, pożałuje. – zaśmiałam się. – Może wyglądam na niewinna ale taka nie jestem.
Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Wtedy zobaczyłam, że się zdziwił i jakby nie wiedział co ma powiedzieć. Wyglądał na zaskoczonego. Nagle zrobił coś co mnie wyprowadziło z równowagi. Uderzyłam go w z pięści w nos.
Ten palant chciał rozebrać mi bluzkę!
- Siłę też masz. Ciekawe kto cie tak wyszkolił. – syknął trzymając się krwawiącego miejsca.
- Na pewno nie ty. – warknęłam. – Nie dość, że morderca to jeszcze gwałciciel.
- Ty mała suko.
Poczułam jego dłoń na swoim policzku, który zaczął boleć. Coś czułam, że będę miała siniaka, ewentualnie tylko czerwony ślad. Miałam już na niego się rzucić, gdy ktoś chwycił mnie w pasie.
- Nie rób tego. – szepnął. – Pożałujesz on jest nieobliczalny.
Byłam zdziwiona, że chłopak, który mnie tutaj przyprowadził w jakimś stopniu pomógł mi. Posłuchałam go i uspokoiłam swoje negatywne emocje.
- Czego ode mnie chcesz? – spytałam spokojna.
Spojrzał na mnie i obserwował, jakby oceniał mój wygląd, co było prawdopodobne. Odwrócił się i podszedł do barka. Wyciągnął whisky, dwie szklanki oraz lód. Zrobił drinki i mi podał jeden. Niepewnie odebrałam od niego szklankę i czekałam aż coś powie. Dalej mi się przyglądał zaciekawiony.
- Gdzie jest Jeremy? – spytał spokojnie.
Nie odpowiedziałam, ponieważ nie mogłam. Musiałam ich chronić nawet moim kosztem. Wiedziałam, że on chwilowo jest miły i za nie długo zobaczę jaki z niego potwór. Coś czułam, że będzie bolało i to mocno.
            - Skąd mam wiedzieć? Ja tylko śpiewam. – odparłam udając wystraszoną.
            Zobaczyłam, że miał bandaż na prawym ramieniu. Wyglądało to jakbym chciała się zemścić na nim za moja rękę.
            - Nie udawaj strzeliłaś we mnie. – zdenerwował się. – Więc musisz wiedzieć gdzie on jest.
            Przygryzłam dolną wargę. Musiałam udawać niewinną dziewczynę, która się boi wszystkiego wokół, ponieważ nie chciałam zostać zabita a i ochronić Justina oraz jego rodzinę.
            - Ale ta broń miała być do teledysku, nie wiedziałam, że jest prawdziwa. – szepnęłam. – Przepraszam. Chciałam nastraszyć pana.
            Nagle przypomniałam sobie, że na początku, jakoś niewinna nie byłam. Kurde, to mój plan na nic. Spojrzałam na niego wrogo i chytrze się uśmiechnęłam.
            - I tak nic ci nie powiem. – byłam stanowcza. – Możecie mnie pobić, postrzelić, zrobić głodówkę ja i tak wam nic nie powiem.
            - No cóż, będę musiał użyć innych środków. – zaśmiał się. – Antoni, zanieś ją na górę i pilnuj jej osobiście.
            - Dobrze. – powiedział.
            Szarpnął mną i ponownie prowadził, tylko że do mojego więzienia, które było lepsze od widoku
Wszedł do niego wraz ze mną. Od razu położyłam się na łóżku i miałam plan. Musiałam swojego body garda zauroczyć sobą i nawet wiedziałam jak. Cóż nie po to bóg mnie obdarzył taką urodą oraz figurą widocznie bym obdarzyła nią swojego mężczyznę tylko uchroniła swojego przyjaciela oraz jego rodzinę.
- Słuchaj, pomogę ci się wydostać. – usłyszałam jego głos.
Spojrzałam na niego ze zmarszczonym czołem. Czyżbym miała sprzymierzeńca w tym domu? Nagle sobie przypomniałam coś. Przecież każdy miał jakiś szpiegów, może nawet tutaj z tata mieliśmy?
- Pracujesz dla nas? – spytałam.
- Ciszej mów. – upomniał mnie. – Wszystko ma tu uszy.
- Przepraszam. – mruknęłam. – Więc?
- Tak. – uśmiechnął się. – Jednak nie mogę z tobą zbytnio mieć dobry kontaktów. Musze robić to co mi każą by trzymać pozory.
- Czyli mogę mieć do ciebie prośbę? – byłam zadowolona. – Pewna osoba pewnie się o mnie martwi.
- Domyślam się, że chodzi o tą gwiazdeczkę.
- Yhym. Po prostu znając go obwinia się, że uciekł a ja tutaj jestem.
- Avril postaram się. Póki co musze cie zostawić. – podszedł do drzwi. – Wrócę.
- Nie musisz. – uśmiechnęłam się do niego. – Mam pytanie.
- Jakie?
- Czy nie jaki Jaydon Wale dla was pracuje?
Kiwnął głową że tak. Czyli jak wrócę do domu, nie będę musiała z nim kręcić, tylko od razu wezmę się za torturowanie go. Tylko się stąd wydostane a zabije gnoja! Wielki kumpel Justina, pff…
            Położyłam się na łóżku i chciałam zasnąć, lecz ktoś wszedł do pokoju i wiedziałam, że nie będzie tu ciekawie.
            Udawałam, że śpię by zostawili mnie w spokoju. Jednak nie pomogło to, dostałam w twarz po raz drugi dzisiejszego dnia. Nie podobało mi się to. Wziął mnie z łóżka i wyniósł. Szłam trzymana za rękę. Nie próbowałam się wyrwać, wiedziałam że to nic nie da. Zaprowadził mnie do piwnicy i przywiązał do krzesła. Naprzeciwko mnie była kamera. Wiedziałam, że jestem nagrywana i nie mogłam pozwolić na okazanie bólu. To by zniszczyło ojca i Justina, który pewnie by to oglądał. Musiałam być silna. Cholera i pomyśleć, że ja torturowałam ludzi a teraz role się odwróciły. Zawiązano mi oczy i poczułam coś zimnego przy szyi. Oho nóż.
            - Ja blizny nie chce mieć, ponieważ nie planuje tutaj długo zostać. – mruknęłam.
            - Zamknij pysk dziwko. – oberwałam w twarz.
            - Mocniej się nie da. – zaśmiałam się. – To nie bolało kotku.
            Znów oberwałam tym razem z pięści w nos. Skrzywiłam się, lecz nie przestałam mówić.
            - Skarbie, dziewczyn się nie bije. No chyba, że jesteś takim gnojem że nie potrafisz nad sobą panować. Współczuje twojej dziewczynie.
            Kolejny cios tym razem w brzuch.
            - Poproszę o więcej.
            Zachowywałam się tak, tylko dlatego by pokazać swoim, że nic mi nie jest i że się nie poddam. Nie miałam w planach umierania ani cierpienia.
            - Taka jesteś odważna? – spytał mnie mężczyzna. – Zobaczymy jak na to zareagujesz.
            Poczułam okropny ból i jak coś ostrego tkwi we mnie. Zaczęłam krzyczeć, ponieważ ostrze, które miałam w boku rozerwało moja skórę i coś jeszcze, przynajmniej mi się tak wydawało.
            - Boli co? – zaśmiał się chytrze.
            - Postarałeś się. – syknęłam.
            Czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Nie chciałam płakać, lecz nie mogłam ich powstrzymać.
            - Jak nie oddasz nam Jeremiego to dalej będziemy ja torturować. – rozwiązał mi oczy.
            Widziałam jak czerwona lampka od kamery się świeci. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową nie. Nagle zorientowałam się jak krew z nosa mi leci.
            - Dupek! – krzyknęłam. – Będzie torturował dziewczynę!
            - Zamknij ryj dziwko! – poczułam pieść. – Inaczej cie zabije.
            - Nie zrobisz tego bo jestem wam potrzebna, jednak nie powiem wam nic. – uśmiechnęłam się.
            Bolało mnie i to bardzo. Czułam jak z rany i z nosa cieknie mi krew. Nie było to przyjemne uczucie. Zastanawiałam się czy oni mnie opatrzą. Wątpiłam w to. Pewnie zostawią mnie taką i będą dalej torturować.
            - Masz rację słonko. – przybliżył swoją twarz do mojej. – Mogę jeszcze jedno z tobą zrobić. – uśmiechnął się złowrogo. – I będzie to dla nas obu przyjemne.
            Wiedziałam co ma na myśli i skrzywiłam się.
            - Będziesz chciał brudną z krwi wykorzystać? – zaczęłam się śmiać mimo bólu. – To cie podnieca?
            Znów oberwałam tym razem w brzuch. Nie potrafiłam złapać powietrza. Zaczęłam się dusić i miałam mroczki przed oczami. Starałam się być świadoma by nie stracić świadomości. Kiedy byłam na skraju u słyszałam jak ktoś wszedł do piwnicy. Ulżyło mi gdy usłyszałam głos Antoniego.
            - COŚ TY JEJ ZROBIŁ?! – wrzasnął zdenerwowany.
            Wziął się za rozwiązywanie mnie.
            - Nie wtrącaj się.
            - Odejdź, zajmę się nią. – mruknął. – Lepiej by szef tego nie widział.
            Kiedy byłam trzymana w jego ramionach straciłam przytomność.
            Widziałam wszystko przez mgłę. Jakbym nie była w swoim ciele. Chodziła po trawię, która była puszysta i delikatna oraz jakby nie z tego świata. Spojrzałam na siebie i zobaczyłam, że miałam bose stopy i jakaś zwiewną białą sukienkę. O co tu chodzi?
            Momentalnie spojrzałam na swoje ręce, które były brudne od krwi. Szybko spojrzałam na swój bok, który krwawił dalej ale bólu nie czułam. Czyli moja twarz dalej była w okropnym stanie. Dobrze, że nie miałam gdzie się przejrzeć, ponieważ bym się załamała. Poszłam dalej. Słońce świeciło, jednak jego ciepła zbytnio nie czułam. Dla mnie wszystko było chore w tej chwili. Powinnam się znajdować w swoim więzieniu a nie na jakiejś wielkiej polanie, której nie znałam i nawet nie wiedziałam gdzie jestem.
Może mnie uwolniono?
Może Antoni mi pomógł?
Tylko dlaczego zostałam na jakiejś zasranej polanie a nie u siebie w domu.
Nagle zauważyłam, że w moim kierunku idzie zakapturzona kobieta bez butów. Co jest tu grane?
Zobaczyłam że z pod kaptura widać czarne włosy. To już wiedziałam, że to czarnulka. Kiedy była trzy metry ode mnie zatrzymała się. Zdjęła kaptur a moim oczom ukazała się MAMA. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie i dotknęła mojej twarzy, jednak jej ręki nie poczułam. W moich oczach pojawiły się łzy. Mocno się do niej przytuliłam i zaczęłam płakać.
- Już dobrze malutka. – objęła mnie ramionami. – Jestem tu.
- Czy ja umarłam? – spytałam niepewnie.
- A odczuwasz słońce?
- Prawie wcale. – odparłam spoglądając w jej oczy.
- To jeszcze nie. – uśmiechnęła się. – Żyjesz. I młoda panno musimy porozmawiać! – była zła mimo, że na jej twarzy był przepiękny uśmiech.
- O czym? – podniosłam jedną brew.
- O Tm co ty wyrabiasz ze swoim życiem. – w oczach był gniew. – Masz skończyć z mordowaniem ludzi.
- Mamo, ale …
- Nie ma Avril ale. – jej głos był stanowczy. – Nie musisz się mścić z powodu mojej śmierci.
- Odebrano mi ciebie. – szepnęłam smutna.
- Tak, jednak za bardzo cie kocham by patrzeć jak sama siebie niszczysz.
- Muszę Justina uratować.
- Nikomu nic się nie stanie. Tom sam siebie zniszczy, przez swoją głupotę i zawiść.
- Ale mu grozi niebezpieczeństwo! – krzyknęłam oburzona. – Muszę mu pomóc.
Mama nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko i chwyciła za rękę.
- Nie powinnam tego robić ale pokażę ci kawałek twojej przyszłości. – prowadziła mnie gdzieś.
Stanęłyśmy przy wielkim dębie i chwyciłyśmy się go. Nagle znajdowałam się w sali szpitalnej i widziałam swoje ciało leżące w łóżku szpitalnym. Obok mnie siedziała dwójka nastolatków a za nimi Chris i Cat. Byłam nieprzytomna i byłam po trzydziestce. Każdy z nich był przygnębiony i nie wiedział co ma powiedzieć. A ja poczułam się nie swojo.
-  Kiedy powiemy im prawdę o ich ojcu? – szepnęła kuzynka.
Chris spojrzał na nią smutno.
- Justin coś podejrzewa. – odparł prawie bezgłośnie. – Tyle lat czekał na nią i swoje dzieci. Próbuje coś wyciągnąć ze mnie, jednak obiecaliśmy jej, zanim miała ten wypadek.
- Najgorsze jest to, że znają się od tylu lat. – mruknęła. – Zna ich od kiedy skończyły dwa latka.
- Od kiedy ona ratując swoje dzieci wylądowała w śpiączce.
Nagle matka zniknęła a obraz się rozmył. Już więcej nie mogłam nic zobaczyć. Czyli tak będzie wyglądać moje życie kiedy z tym nie skończę.
Znów było ciemno przed oczami, jednak słyszałam głos, który coś do mnie mówił.



ZAPRASZAM NA MOJEGO NOWEGO BLOGA!! LINK JEST PO PRAWEJ STRONIE!! :))
A i jeszcze jedno. Chciałam was poinformować, że historia Justina jest podzielona na dwie części. I uwierzcie, że to wszystko nie skończy się tak jak myślicie.




6 komentarzy:

  1. Jezu co to bedzie? Wez nie strasz. Ja to bym chciala happy endzik :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie małe zamieszanie :) tylko mogę Ci powiedzieć :)

      Usuń
  2. Ale happy endzik będzie ? :)) tylko ja nie ogarnelam o co chodziło w tym fragmencie jej przyszłości O.o czekam na nexta xd

    OdpowiedzUsuń
  3. wow wow i jeszcze raz wow.
    najlepszy ff jaki czytalam do tej pory

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwiastun gotowy.
    creative-trailers.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń