wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 1

- Muszę. – mruknęłam.
- Tak Avril! – powiedział niezadowolony. – Jesteś doskonale wyuczona jak chodzi o ochronę a nie o zabijanie.
- Uczyłeś mnie tato. – mruknęłam.
Siedziałam w samochodzie i błagałam go by zmienił mi zadanie. Nie chciałam mieć pod ochroną jakiegoś dziewiętnastolatka, który pewnie nie widzi świata po za swoim czubkiem nosa.
            - Samoobrony kochanie.
Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, jednak nic mi to nie dało. Był po prostu uparty. Miałam tą cechę osobowości po nim. Wiedział dobrze, że mu nie odpuszczę tak jak on nie da mi innego zadania.
            - Leon może zabijać!
            - Leon to Leon.
Już nie próbowałam walczyć. Wiedziałam, że nic nie wskóram. Ustawiłam się wygodniej na kanapie. Nawet nie wiecie jaka byłam obrażona na swojego ojca. Normalnie nie mogłam uwierzyć że wywozi mnie do jakiegoś Standford na głupią misję! Wyciągnęłam telefon z kieszeni, podłączyłam słuchawki i włożyłam je do uszu.  Wyszukałam swojej ulubionej piosenki, kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki, rozluźniłam się, pozwoliłam swoim powieką opaść a myślą uciec tam gdzie chcą.  W mojej głowię pojawiła się wizja, która bardzo mi się spodobała. Uśmiechnęłam się pod nosem. Uwielbiałam słuchać muzyki, czułam się wtedy odprężona i spokojna. Kiedy leciała nie zwracałam na nic oraz nikogo uwagi, aktualnie bywałam w swoim świecie, który uwielbiam. Tam nic złego nie mogło się stać.
            O czym zapominałam?
            O tym w jakim świecie ja żyję.
            Mój świat nie był kolorowy, zbytnio. Ludzie brali mnie za jakaś bogaczkę, którą rozpuściła rodzinka, ponieważ jest jedynaczką. W moim przypadku nie tak jest.
            Mam pieniądze. Zawsze je miałam z tego powodu, że mój tata jest bogaty. Mieszkam w pięknej willi z basenem, posiada mój dom wielki ogród a w garażu stało audi s5 (to cacko należy do mnie )oraz bmw x5 ( a to do taty). Może mój tata ma firmę, jednak ona jest przykrywką do jego prawdziwego zajęcia, które powoduje, że nasz budżet bardzo szybko rośnie.
            Kiedy w podstawówce moje koleżanki opowiadały o swoich rodzicach, dodawały także chwilę, żeby poinformować nas, jak bardzo ich tatusiowie pracują. Wtedy przypominało to, że coś łączy mnie do normalności, jednak gdy opowiadały, że są strażakami, policjantami czy policjantami, na mojej twarzy powstawał głupi uśmieszek. Zazdrościłam im normalnych rodziców.
            Kiedy przychodziła moja kolej. Stawałam i opowiadałam, jak mój tata ciężko pracuję od rana do wieczora, zasypiający przy papierach w swoim gabinecie. Że ma firmę ochroniarską, składających się z samych najlepszych zabójców oraz że ta spółka ma więcej za uszami niż nie jeden bandyta.
            Mój tata, dla ludzi ideał, porządny obywatel i doskonały ojciec. Nie można na niego powiedzieć złego słowa. Gdyby tylko wiedzieli co się dzieje gdy, przychodzi do domu wraz ze swoimi ludźmi.
            W tedy nie ma doskonałego pana Steel, tylko pojawia się prawdziwe jego oblicze. Staje się zimny jak lud, a nawet jego rodzina to pracownicy, mimo tego że zabronił im uczestniczyć w tym wszystkim.
            Mój tata tak naprawdę był gangsterem.
            Może, to jest nieprawdopodobne, ale taka prawda.
            A ja dla niego pracuje nawet w tej chwili.
            Pamiętam, jako mała dziewczynka pragnęłam normalnego, przeciętnego życia, jednak to się zmieniło, kiedy dorosłam. Może mojego taty nie bywało całymi dniami, ale rozumiałam, że nie chce byśmy żyli w biedzie.
            Zazdrościłam koleżankom, że spędzają czas ze swoimi rodzicami, kiedy  ja bawiłam się z opiekunką i uczyłam się całymi dniami. Miałam mnóstwo znajomych, przychodzili do mnie do domu, do póki w wieku szesnastu lat, sama nie zdecydowałam, żeby zacząć żyć jak mój tata.
            Mimo wielu kłótni, pozwolił mi przejść tylko nauki. Uczyłam się przez rok samoobrony, mimo że przechodziłam je w wieku czternastu lat. Uważali, że mam talent po ojcu. Szybko nauczyłam się i nawet nie wiadomo kiedy mój tata pozwolił mi pracować u niego, byłam w niebo wzięta. Te wszystkie rzeczy, które się działy wokół mnie, nie wzruszały mnie. Ból, który zadawali ludziom, nie obchodził mnie. Od kiedy moja matka nie żyję, nic mnie nie wzruszało.
            Mój jednak szanowny tatuś, mimo szkoleń nie pozwolił mi nigdy zabijać. Zazwyczaj szukałam informacji na temat potencjalnych ofiar, na które były zlecenia. Irytowało mnie, ponieważ mój chłopak, który jest starszy tylko o rok ode mnie jakoś mógł robić to co było moim marzeniem. Jednak teraz, dostałam pozwolenie na służbowy wyjazd by chronić jakiegoś nastolatka! A moim zadaniem powinno być ważniejsze zlecenie! Jednak mój kochany tatko nie chciał by mi się coś stało. Dlatego też starałam się go zrozumieć.
            Nagle poczułam jak zostały wyciągnięte z moich uszu słuchawki.
            - Słuchaj Avril. – jego głos był srogi. – Twoje zlecenie nie jest byle jakie. Dostałaś naprawdę ważną sprawę. Ten chłopak jest celem dla innego gangu.
            Spojrzałam na niego z niechęcią i westchnęłam. Słuchałam go dalej.
            - Jego tata narobił sobie problemów, dlatego zapłacił nam, byśmy go ochraniali, jak i jego rodzinę. Podarował nam naprawdę dobrą kwotę. Nie chciałem ciebie wysyłać na takie zadanie…
            - Jeszcze lepiej, uważasz, że nic nie potrafię! – krzyknęłam.
            - Słuchaj a nie burz się. – warknął. – Nie chciałem ponieważ, może być zbyt niebezpieczne. Nie wiem co zrobię jak i ciebie stracę.
            - Tato nie jestem dzieckiem.
            - Dla mnie zawsze będziesz.
            W tym momencie zrobiło mi się głupio. Tata dalej miał poczucie winy, że nie był wtedy gdy matka umarła. Jednak nie mam ochoty sobie tego dnia przypominać, ponieważ byłam przy tym. To był dla nas najgorszy dzień świata!
            - Wiem tatuś. – uśmiechnęłam się. – Dam sobie radę z tym zadaniem.
            - Wiem o tym. Tylko uważaj na siebie.
Znów zamilkliśmy. Jechaliśmy w ciszy i z powrotem słuchałam swojej muzyki.    Mijałam jakieś domki jednorodzinne, które tak się różniły od mojego domu. Były dużo mniejsze i skromniejsze, jednak można było ująć że wyczuwało się od nich ciepło rodzinne oraz szczęście.
            Dzielnica była także zielona, wszędzie rosły drzewa, kwiaty i nawet mijaliśmy park, może nie był za duży ale był. Niedaleko parku była szkoła. Teraz doszło do mnie, że jestem prawie na miejscu. Pięć minut od szkoły się zatrzymaliśmy. Niechętnie spakowałam swój telefon, i wzięłam swój plecak.
Miałam już wysiadać jednak poczułam rękę mojego taty na swoim ramieniu.
            - Avril. Wiesz, że zamieszkasz u swojego ulubionego kuzynostwa?
            Spojrzałam na ojca zszokowana. Miałam rodzinę w tej miejscowości jednak żeby on wysyłał mnie do nich ? Przecież to szaleństwo!
            - Oni zawsze wiedzieli czym się zajmuje. Tylko mów, że wysłałem ciebie tutaj po to, ponieważ musiałem wyjechać w sprawach firmy.
            - Dobrze.
            Świadomość tego, że do końca mojej misji będę u rodziny, sprawiła wielki uśmiech na mojej twarzy.  Może nie widywałam się z nimi zbyt często, to ciocia Kate zawsze miała u mnie specjalne miejsce. Kochałam ją jak matkę, ponieważ to ona się mną czasem zajmowała. Przyjeżdżała na święta z Chrisem oraz Caitlyn. Z nimi nigdy się nie nudziłam! Na mojej twarzy powstał jeszcze większy uśmiech.
            - Widzę, że jeszcze bardziej ci się ten pomysł podoba. -  zaśmiał się.
            - Tato, nie ma drugiej osoby na świecie, jak ciocia Kate.
            - No a ja?
            - Ty to ty. Ona to ona. – pokazałam mu język. – To wysiadamy? Dawno się z nimi nie widziałam.
            Ojczulek się zaśmiał i wysiedliśmy. Ciocia stała już na progu i obserwowała nas. Nie wytrzymałam i podbiegłam do niej z zamiarem przytulenia się. Otuliła mnie swoimi ramionami oraz pocałowała w czoło.
            - Cześć kwiatuszku.
            Jej głos sprawił, że łzy w oczach mi się pojawiły, jednak nie pozwoliłam im wypłynąć na powierzchnie i pokazać ich światu. Byłam twarda i nie pozwalałam sobie od dziesiątego roku na łzy.
            - Jak ja się stęskniłam. – szepnęłam.
            - Witaj Kate.
            Oderwałam się do cioci i pozwoliłam jej przywitać się z tatą a ja weszłam do domu. Nic się nie zmieniło. Od razu weszłam do wielkiego salonu, który był połączony z kuchnią. Dzielił ich tylko blat i krzesła do barku. Boże jak ja dawno tu nie byłam. Ściany dalej były w kolorze waniliowym a meble ciemnego dębu.  Kuchnia znów miała barwę ścian kawy a meble białe. Stanęłam na środku i puściłam plecak na ziemi. Nad kominkiem wisiała fotografia moja i kuzynostwa. Mieliśmy wtedy osiem lat. Pamiętam do dziś jak to zdjęcie zostało zrobione.
            Padał wtedy deszcz i postanowiliśmy wyjść na dwór, poskakać po błocie i się nim porzucać. Wtedy moja mama wzięła aparat i zaczęła nam robić przez okna zdjęcia. Boże, byłam wtedy chłopczycą. 
            Odwróciłam się i zobaczyłam panino, mama najczęściej tutaj na nim grała i uczyła mnie oraz jakiegoś biednego chłopaka, którego za dobrze nie pamiętałam. Cóż bywa.
            - Pożegnasz się ze staruszkiem?
            Podeszłam do taty i się do niego przytuliłam.
            - Uważaj na siebie.
            - Nie daj się zabić tato.
            - Mnie nie da się zabić, kochanie. – pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnęłam się a on wyszedł. Ciocia spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. Wiedziałam na co się zapowiada i to za dobrze.
            - I moja kochana siostrzenica postanowiła się w to bawić? – niedowierzała.
            - Ciociu nie zaczynaj tego tematu.
            - Avril wiesz, że nie takie życie chciała dla ciebie matka.
            - Wiem. Jednak jej nie ma i nic na to nie poradzę, że tak jest a nie inaczej.
            Jej wzrok mówił sam za siebie. Poszła do kuchni i wyciągnęła coś z piekarnika. Spojrzała na mnie i ukroiła kawałek mojego ulubionego ciasta. Podała mi kawałek i zjadłam. Dałam brudne naczynie do piekarnika i zaprowadziła mnie do mojej starej sypialni.
            Tutaj też się nie zmieniło. Mój pokój dalej był w kolorze bordowym. Biurko dalej stało pod oknem a łóżko po drugiej stronie. Szafa była koło drzwi. Więc mogłam wziąć się za rozpakowywanie. Mój kochany tata przytaszczył moją walizkę z czym nie musiałam nosić jej na piętro.
            Rozpakowywałam się powoli a ciocia poszła robić obiad. Za dwie godziny Chris i Catlyn mieli przyjść do domu.  Już nie mogłam doczekać się aż wrócą i będę mogła ich zobaczyć.
            Kiedy wszystkie moje ubrania znalazły się na miejscu, wyciągnęła z plecaka broń. Zablokowałam ją i schowałam pod łóżko w kartonie. Od jutro zaczynam swoją misję. Oparłam się plecami o ścianę i spojrzałam na swoje ręce.
Ochronię go, tata mi zaufał, więc nie mogę go zawieść. Jednak gdy mam pomyśleć, że to moja pierwsza poważna misja, to robi mi się nie dobrze. Stres mnie zżerał i to bardzo. Nawet nie dostałam informacji kiedy będę musiała wrócić do domu. Czyli jak to ujmuje mój Leon, to mija bez terminowa, może nawet trwać wiecznie.
            Przez to wszystko zapomniałam o Leonie. Powinnam do niego zadzwonić?
            W sumie jakby mu zależało to sam by do mnie napisał.

            Po dwóch godzinach usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że to moje kochane kuzynostwo i na pewno się uciszą na mój widok. Otwarłam drzwi i usłyszałam rozmowy.
            - Dlaczego upiekłaś sernik?
            Rozpoznałam głos Catlyn. Miała charakterystyczną barwę. Nie mogłam nawet jej opisać, jednak nie odstraszała tym ludzi. Zeszłam po cichutku na dół i usiadłam na ostatnim schodku. Czekałam aż zorientują się, że ja tu jestem.
            - Oh, tak sobie. – zaśmiała się. – nudziło mi się.
            - Mamo, to ulubione ciasto Avril, a ty go pieczesz kiedy ona jest.
            Nagle zorientowałam się, że nie jest ich dwójka tylko trójka. Jeszcze jakiś chłopak. Nie przyjrzałam mu się, ponieważ mnie on nie obchodził.
            - Chcecie kawałek? – spytała uśmiechnięta. – Przecież mogę piec co mi przyjdzie na myśl.
            - Mamo! – oburzyła się Catlyn.
            - No powiedz co jest grane. – naciskał Chris.
            - Chyba ciocia nie dadzą spokoju. – powiedział obcy mi chłopak.
            - No nic nie jest grane. – udawała wściekłą.
Podniosłam się i ruszyłam w ich stronę. Byli tak zajęci wyciąganiem informacji od cioci, że nawet jak stanęłam za ich plecami nie zauważyli. Chyba tylko ja mam na to wyczulony instynkt.
            - Bo powiedz.
            - Jakbyś się Chris odwrócił to byś wiedział co jest grane, a nie wypytujesz ciotkę jak pierdolnięty, gdyż ona i tak ci nie powie. – zaśmiałam się.
            Odwrócili się i spojrzeli na mnie. Zaczęłam się śmiać, ponieważ ich miny mówiły same za siebie. Wyglądali jakby ducha zobaczyli. Kiedy doszła do nich świadomość, że stoję i że to naprawdę ja, rzucili się na mnie tak, że straciłam równowagę i wylądowaliśmy na ziemi.
            - Też się cieszę, że was widzę. – szepnęła. – Jednak spadać ze mnie bo duszę się a mam zamiar długo żyć.
            - Boże nie wierzę. – zapiszczała Catlyn kiedy się podnieśliśmy.
            - Mamo jak mogłaś! – spojrzał na nią Chris oburzony.
            - A mogłam. – zaśmiała się. – Miałam zniszczyć wam niespodziankę? Nigdy. Justin może pamiętasz Avril?
            Spojrzałam na chłopaka i rozpoznałam go. Chłopak, którego mam bronić. Tylko skąd on ma mnie pamiętać? Przecież ja go nie znam osobiście.
            - Nie? – spojrzał na mnie.
            - No jak możecie siebie nie pamiętać?
            - Jakoś tak wyszło. – mruknęłam. – Trudno.
Wszyscy spojrzeli się na mnie jak na kretynkę. Podniosłam brew i każdy domyślał się o co chodzi.
            - Ty nie wiesz nawet kim on jest? – spytał Chris.
            - Yyy… Zacznijmy od tego tak. Jakby był jakąś ważną postacią to bym go zapamiętała.
            - To Justin Bieber. – powiedziała Catlyn.
            - I co z tego? – palnęłam.
            Spojrzałam na chłopaka, który nie wiedział co ma powiedzieć. Przyglądał mi się zaciekawieniem i nagle bum. Olśniło mnie. Już wiem dlaczego tata mówi że to jest ważne zadanie.
            - Ty śpiewasz te piosenki o miłości i kiedyś miałeś głos jak baba? – zakpiłam.
            - Avril! – krzyknęłam na mnie ciotka.
            - No co ? – zrobiłam maślane oczka. – Taka prawda.
            - Antyfanka? – spytał mnie Justin Bieber.
            Zaśmiałam się. Pokręciłam z niedowierzeniem głową i usiadłam na krześle koło niego. Miałam coś odpowiedzieć jednak zadzwonił mój telefon. Szybko go wyciągnęłam i spojrzałam na wyświetlacz. Leon. Wczas sobie o mnie przypomniał. Odebrałam i odeszłam na bok.
            Ciągu jednej sekundy pożałowałam, że odebrałam ten zakochany telefon.
To co usłyszałam zabiło mnie od środka po raz drugi w tym życiu. Jak to ja nie pozwoliłam sobie na chwilę łez, zamiast za to.
            - To wypierdalaj szmaciarzu! – krzyknęłam.
            - Avril…
            - A zamknij pysk. – rozłączyłam się. 
            Każde spojrzenie było zwrócone w moją stronę. Uśmiechnęłam się do nich jakby nigdy nic i nie odpowiedziałam im na pytanie, które mieli na końcu języka.
            - Drogi Justinie, z tego co wiem to słucham twojej muzyki ale nie interesuje się twoim życiem prywatnym. Masz swoje życie i nie mam prawa ci w nim szperać. – wyjaśniłam. – A to że masz kilka fajnych kawałków nie sprawia że kocham ciebie jak połowa twoich fanek tak że zabili się za to by ciebie powąchać.
            - Taka jak zawsze. – zaśmiała się Cat. – Kochana i szczera oraz wybuchowa.
            - Jak wy mi słodzicie. – zaśmiałam się.
            - ja wychodzę do pracy. Mam na popołudnie. – poinformowała ciotka.
            - Tak więc już cie lubię. – zwrócił się Bieber do mnie.
            - A ja cie nie. – ukroiłam sobie kawałek ciasta.
            Z kawałkiem ciasta weszłam na schody.
            - A tak w ogóle, cieszę się że was widzę. – zwróciłam się do kuzynostwa. – Jednak jestem zbyt zmęczona by słuchać waszych rozmów.


            Leżałam w łóżku i przyglądałam się sufitowi. Byłam tu już od kilku godzin i większość czasu przeleżałam w łóżku. Nie miałam ochoty siedzieć z synem klienta mojego taty, którego miałam chronić, ponieważ jeszcze dziś miałam wolne.
            Wspominałam sobie wydarzenia z tego miejsca i śmiałam się.
            Jednak nie miałam ochoty siedzieć dłużej w pokoju i poszłam się wykąpać. Miałam w planach iść do jakiegoś klubu i poszaleć. W końcu mam do tego prawo. Może nawet Cat się ze mną wybierze?
            Po kąpieli spojrzałam w lustro. Owinęłam swoją szczupłe ciało w ręcznik i wzięłam do ręki szczotkę by rozczesać moje długie, proste czarne włosy. Spojrzałam w swoje brązowe oczy, które były tak bardzo podobne do oczu mojej matki. Tata na początku nie potrafił na nie spojrzeć, jednak po jakimś czasie, spoglądał na nie z uśmiechem i mówił że widzi w nich Violettę. Przytulał mnie do siebie i opowiadał jak ją poznał. Po rozczesaniu mokrych włosów zaczęłam je suszyć i spojrzałam na swoje długie nogi. Zaśmiałam się. To był mój atut u wielu facetów. Po skończeniu pielęgnowania swojego ciała, ubrałam na siebie czarne legginsy, tunikę na ramiączkach w kolorze krwistej czerwieni oraz na nogi nałożyłam czarne szpilki. Zrobiłam sobie delikatny makijaż oraz włosy zostawiłam rozpuszczone.
            Wyszłam z łazienki i powędrowałam do salonu gdzie każdy siedział na kanapie.
            - To co rodzinko, idziemy na imprezę? – spytałam się.
            - No, no kuzynko jaka ty ładna. -  gwizdnął Chris.
            - Cóż zazdrościsz?
            - Tak, że musisz być moja kuzynką. – wytknął mi język.
            - Cóż zakazany owoc. – dodał Bieber. – Ale na szczęście nie dla mnie.
            - Drogi Justinie – zaczęłam – dla ciebie zwłaszcza.  
            Każdy zaczął się śmiać oprócz gwiazdeczki, który spalił buraka i poczuł się nieswojo.
            - To co impreza? – spytałam ponownie.
            - Daj mi półgodziny.
            Wstała i wybiegła z salonu do swojego pokoju. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i westchnęłam. Doszłam do wniosku że muszę się przebrać, ponieważ wyglądałam jak nie ja. Ruszyłam do pokoju i zaczęłam szukać w czegoś w szafie. Nic nie znalazłam ciekawego, więc musiałam na szybko coś wymyśleć.
            W końcu znalazłam krótkie spodenki oraz czarną bokserkę. Na nogach zostawiłam moje czarne szpilki. Wyglądałam lekko mówiąc jak córka bandyty. Podobało mi się tak jak jestem ubrana. Oczy podkreśliłam czarną kreską.
            Czekałam teraz na Cat, która miała szybko się zebrać, tylko czekałam na nią jeszcze pół godziny. Chłopcy jakimś cudem też byli gotowi.
            - Robicie za naszych ochroniarzy ?  - spojrzałam na Chrisa.
            - Nie puszczę was samych.
            -  Kuzynku, zapominasz kim ja jestem. – popatrzyłam na niego niewinnie.
            - Właśnie dlaczego tu jesteś?
            Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. To oznaczało, że nie może poznać tej tajemnicy. W sumie nic mi na ten temat nie mówiono, żebym nie podzieliła się informacją, dlaczego tu jestem.
            - Interesy?
            - Brawo. – zaklaskałam.
            - Jesteś nienormalna! – warknął. – Masz dopiero osiemnaście lat!
Zaśmiałam się. Podeszłam do barku i wyciągnęłam whisky oraz z lodówki wyciągnęłam cole. Zrobiłam sobie drinka i puściłam mu oczko.
            - Od jutra dopiero rozpoczynam. Dziś mogę się pobawić.
            - Nie rozumiem ciebie. – mruknął.
            - Nie musisz rozumieć. Masz mi się tylko nie wpierdalać w to co będę robiła.
            - Czyli w co takiego? – spytał zaciekawiony Bieber.
            Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się kpiarsko. Miałam już coś mu powiedzieć, jednak przerwała mi Cat.
            - Gotowa!
            Spojrzałam na swoją kuzynkę i byłam w szoku. Moja blond kuzyneczka była śliczna. Była wysoka, szczupła i biust którego mogłam jej zazdrościć, ponieważ nie miała go małego tak jak ja. Jej blond włosy, były nieco krótsze od moich, lekko falowane. Oczy miodowe, które miała były bardziej widoczne przez jej jasne włosy. Jednym słowem cudo z niej.
            - No, no. – mruknęłam. – Idealna z ciebie kobietka.
            - Z ciebie też. – puściła mi oczko.
            - Pomyśleć, ze kiedyś byliśmy razem. – zaśmiała się nasza gwiazda.
            - Boże…  - westchnęłam. – Czego ja się dowiaduje. – podniosłam oczy ku niebu. – Brakuje bym jeszcze ja z tobą była.
            - Może i tak być. – poruszał w brwiami.
            - Lepiej nie, bo z nią nie da się być.
            Spojrzałam na Chrisa i spojrzałam na niego zabójczo. Wystraszył się mnie. Chyba nie przybrałam zabójczej miny?
            - Ty tam nic nie wiesz. Idziemy.

            Siedziałam w jakimś klubie i piłam kolejnego drinka z dodatkiem. Gdyby mój tata wiedział, czego mnie nauczył mój kochany chłopak to by mnie zabił. Ruszałam się w rytm muzyki wraz z blondynką. Obie szalałyśmy po parkiecie, zapominając o wszystkich wokół. Jednym słowem było wspaniale!
            Nikt mi nie ważył się przeszkadzać do póki Cat się nie wstawiła i trzeba było jechać do domu.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super już pokochałam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń