sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 4

Dość długo siedziałam na schodach. Twarz zakryłam dłońmi i myślałam. Nie bolało mnie to wspomnienie, tylko na nowo jakbym je przechodziła. Dlatego jestem zimna dla ludzi. Kiedy to się wydarzyło, zamknęłam swoje wszystkie pozytywne uczucia i wystawiłam te negatywne. Było mi tak łatwiej.
            - Avril ?
            Odwróciłam się i zobaczyli Biebier’a. Stał za mną z kubkiem gorącego napoju i kocem w ręce.
            - Zostaw mnie.
            Nie posłuchał mnie. Usiadł koło mnie i podał kubek oraz mnie przykrył. Oparłam głowę o jego ramię i westchnęłam.
            Oboje milczeliśmy. On chyba nie wiedział co ma powiedzieć, a ja nie miałam ochoty.
            - Opowiedz o tym co czujesz. – przerwał ciszę.
            Spojrzałam na niego i nieśmiało się uśmiechnęłam.
            - Co czuję? – zdziwiłam się. – Ja nic nie czuje. Dzisiaj byłeś tego świadkiem.
            - Może dlatego, że trzymasz to w sobie. – spojrzał mi w oczy.
            - Nie. Nie pozwalam sobie na czucie czegokolwiek. – spojrzałam na swoje dłonie. – Za to że mama mnie kochała zginęła. – zamknęłam oczy.
            Miałam przed sobą jej twarz. Czarne jak węgiel oczy, które zawsze były wesołe, usta, które się tylko i wyłącznie uśmiechały oraz jej idealne proste czarne włosy.
            Nie podniosłam powiek bo chciałam ją widzieć.
            - Im bardziej taka będziesz tym bardziej ciebie to boli.
            - Była wspaniałą kobietą. – szepnęła. – Taką energiczną, pełną życia. – załkałam.
            Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Mocno się do Justina przytuliłam i pozwoliłam na łzy, które nie pojawiały się u mnie od ośmiu lat.
            - Tęsknie za nią.
            - Wiem Avril.
            - Czemu to takie trudne. – szlochałam. – Nie ma jej kiedy tak bardzo jej potrzebuje.
            - Avril ty płaczesz? – usłyszałam głos Chrisa.
            Podniosłam głowę i zobaczyłam swojego kuzyna. Był w szoku. Nigdy nie wiedzieli mnie płaczącej. Podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
            - Boże Avril. – pocałował mnie w czoło. – Dziewczyno co się dzieje?
            - Chce do mamy. – powiedziałam.
            - Przecież ty nigdy nie płakałaś.
            Przycisnęłam go do siebie i nie wstydziłam się, że w tej chwili mój makijaż był rozmazany czy co kol wiek. Dalej miałam twarz mamy przed oczami, tym razem mnie przytulała. Mówiła jak bardzo mnie kocha. Odebrał mi ją. Odebrał nawet nie wiem dlaczego.
            - Avril nie płacz.
            Te zdanie mnie obudziło.
            Spojrzałam na Chrisa a on się przeraził.

Justin Pov
            Jej oczy były nagle zimne i bez wyrazu. Podniosła się i weszła do domu. W drzwiach minęła Scoota i Ushera. Nawet się z nimi nie pożegnała. Ale w tej chwili szło to zrozumieć.
            Teraz rozumiałem jej zachowanie, jednak i tak mi nie odpowiadało.
            Jej specyficzny styl bycia, chronił ją przed swoimi uczuciami, które ma od śmierci matki.
            Pożegnałem się z moimi współpracownikami i czkałem aż cos powie Christian. Ten stał w amoku i chyba nie wiedział co się przed chwilą wydarzyło. Przyglądałem mu się zaciekawiony. Stał w miejscu i przyglądał się drzwiom. Nie odzywałem się ponieważ nie wiedziałem co miałem powiedzieć. Dla mnie też to była trudna sytuacja. W zupełności nie wiedziałem co mam robić.
            Ta dziewczyna mnie broni. Pokazała dzisiaj jaką jest wredną suką, jednak w głębi serca cierpi.
            A w dodatku to dziewczyna z którą bawiłem się za wczasów kiedy byłem biedny.
            Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń.
            - Wchodzisz? – spytałem w końcu.
            - Nic tu po mnie. Avril nie chce pewnie nikogo widzieć.
            Nagle nasze usłyszały jak Av gra na pianinie, które było w moim prywatnym pokoju. W dodatku grała moja piosenkę Down to earth.
            Cierpiała. Po swojemu ale cierpiała.
            - Ona jest silna. – nagle zaczął Chris. – Nie niańcz jej. Da sobie radę sama.
            - Powtarzasz się.
            - Wiem, jej nie wolno niańczyć.
            - Zauważyłem.
            - Ona ma swój świat.
            - Dajesz mi wskazówki do rozpracowania jej? – podniosłem brew.
            Zaśmiał się i kiwnął przecząco głową. Pożegnał się i poszedł.
            Wszedłem do domu i zobaczyłem że nie ma śladów krwi. Mama posprzątała.
            Poszedłem na górę do mojego prywatnego studia by posłuchać Avril, która śpiewała.
            Gdy tylko przekroczyłem próg, odwróciła się do mnie.
            - Więc podobno my się znamy. – była sceptyczna. – Chronię swojego kolegę z dzieciństwa. Wiesz jakie to śmieszne?
            - Trochę. – podszedłem do niej. – W porządku?


Avril Pov

            Jechałam do studia. Miałam dziś spróbować nagrać jakąś piosenkę. W dodatku, żeby było śmieszniej, z samego rana miałam lekcję z jakąś nauczycielką.
            Współczułam mu trochę takiego życia.
            Teraz to i ja takie dzieliłam. Czy chciałam? Nie. Tylko dlatego zgodziłam się, że muszę go chronić, przed innym gangiem.
            Justin siedział koło mnie i skupiał się na tekście. Śpiewał pod nosem ten nowy kawałek, a ja miałam dzisiaj w ogóle dostać coś do śpiewania. Um… Nie podobało mi się to.
            Jechałam powoli. Nie śpieszyło nam się, ponieważ wyruszyliśmy dość wczas. Samolot do Atlanty mieliśmy za godzinę a zjawić się w tym studiu mieliśmy na godzinę czternastą. Przenocować mieliśmy w jakimś hotelu. Tata nam wynajął apartament dwu pokojowy, tak żebym miała go na oku.
            Szczerze i tak nie zamierzałam sypiać w salonie na kanapie. Tata mówił, że dodatkowo ochrona naszej gwiazdeczki będzie więc mogę normalnie spać.
            W Atlancie mieliśmy zostać dwa tygodnie. Właściwie to przeze mnie. Chcieli zacząć promować moja osobę. Najpierw przez corvery, to miałam wybrana jedną piosenkę. Dzisiaj zacznę ją nagrywać i zobaczymy jak to będzie. Nie mam czasu na ćwiczenia, więc idę na pożarcie rekinów.
            - Stresujesz się? – zagadał.
            - Powiedzmy, że nie stresuje się zabijać a mam się stresować śpiewaniem ? – zaśmiałam się.
            - Już ci wierze. – pokazał mi język.
            - Gwiazdeczko, nie kłóć się. – mruknęłam.
            - To mam pomysł. Pierwszy cover będzie ze mną.
            - Czyli?
            - Zaśpiewamy razem overboard.
            - Lajtowo. – puściłam mu oczko.
            Włożyłam płytę do radia i zaczęłam wyszukiwać tej piosenki. Kiedy znalazłam, wsłuchałam się melodię i zaczęłam ją śpiewać. Skupiona na drodze i na piosence, chciałam mu udowodnić że potrafię.
            Oprócz włosów oraz oczy odziedziczyłam po mamie talent w śpiewaniu. Nigdy go nie wykorzystywałam, ponieważ to zawsze mama śpiewała i to było jej i tylko jej.
            Chłopak przyglądał mi się i śpiewał. Podobało mi się to co teraz robiliśmy. On mimo, że kiedyś miał głos jak baba i że mu barwa się zmieniła, potrafił zachwycić swoimi umiejętnościami.  Po skończeniu zaczęliśmy się śmiać.
            - I jak?
            - Avril, jesteś urodzona do śpiewania.
            Zmarszczyłam brwi.
            - Tsa…
            - Co jest?
            Nic nie odpowiedziałam. Jechaliśmy dalej w milczeniu. Wolałam nie odpowiadać, ponieważ mój humor się zmienił.

            Wylądowaliśmy. Ze swoim bagażem szłam przez lotnisko. Zatrzymałam się nagle. Moim oczom pokazał się nie wiadomo skąd tata. Justin, który myślał, że coś nam grozi. Wolałam nie widzieć jego teraz miny kiedy zrzuciłam walizkę i pobiegłam do taty mocno się na niego rzucając. Trochę nierozważnie postąpiłam, ponieważ ktoś tu mógł grasować, tylko że stęskniłam się za tatą. Zazwyczaj rozstawaliśmy się na kilka godzin a nie na kilka dni.
            Mocno mnie do siebie przytulił i pocałował w czoło.
            Kiedy Justin do nas podszedł stary zgred się mu przyjrzał.
            - Wyrosłeś. – podał mu rękę.
            - Z tym się zgodzę wujku. – wyszczerzył swoje zęby.
            - Jak tam królewno? – przyjrzał mi się.  – wczoraj przesadziłaś.
            - A gadasz głupoty.
            - Nie potrzebnie go postrzeliłaś.
            Machnęłam ręką i wzięłam swoją walizkę od Justina. Wyszliśmy z lotniska oraz wsiedliśmy do samochodu.
            Na moje nieszczęście kierowcą okazał się Leon. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Dupek.
            Oparłam się o ramie Bieber’a i zamknęłam oczy. Wolałam się teraz nie odzywać, ponieważ z Leonem mamy wspólną cechę. Szybko tracimy nerwy i wybuchamy taką złością, że potrafimy zniszczyć cały dom. Gwiazdeczka objęła mnie ramieniem, co mnie trochę zdziwiło.
            Tatko o czymś pilnym rozmawiał z moim byłym chłopakiem, jakby zastanawiali się nad jakimś napadem.
            Co za świry.   
            Czułam jak gwiazdeczka oddychała. Jego klatka poruszała się w górę i w dół. Szczerze usypiało mnie to.
            - Kochanie śpiąca jesteś. – usłyszałam głos Leona.
            Nie wiem dlaczego ale był wściekły. Otwarłam jedno oko i zerknęłam o co chodzi. W przednim lusterku, zobaczyłam jego minę. Był wściekły i ZAZDROSNY?!
Przecież mnie zdradził z moją przyjaciółką, więc o co mu chodzi?
            Zignorowałam go. Nie miałam ochoty się z nim kłócić.
            - Zdrzemnij się Avril. – szepnął mi do ucha Justin. – Mało spałaś.
            - Ocipiałeś. – zaśmiałam się.
            - Avril… Proszę. – zaśmiał się. – Jesteś uparta.
            - Odpoczywam teraz. Nie marudź.
            Mój były chłopak, jakby się za bardzo zdenerwował. Triumfowałam w duchu.
            Z Leonem byłam dwa lata. Pochodził z domu dziecka. Poznałam go na ulicy, kiedy starsi chłopacy go popychali. Nie wiem co mi wtedy strzeliło do głowy, że mu pomogłam i przygarnęliśmy do siebie. Oczywiście dalej mieszkał tam, tylko że mógł u nas nocować i takie inne rzeczy. Tata go wyszkolił i z cipy stał się bossem swoich kolegów ze szkoły.    
            Zaczęliśmy chodzić ze sobą w sumie po roku dokładnie. Wcześniej flirtowaliśmy ale nic więcej. Chociaż on pytał się wielokrotnie czy chce być z nim aż w końcu się zgodziłam.
            Na początku był uroczy, jednak nie zniósł mojego ciężkiego charakteru. Co chwile kłóciliśmy się. Jednak był dla mnie ważny. Nie kochałam go, więc mu tych słów nie mówiłam. Udowadniałam mu nie raz, że zależy mi. A on od miesiąca sypiał z Cornelią. Widocznie znalazł chuja na śmietniku.
            Dlatego nie rozumiałam dlaczego on jest zazdrosny i wściekły o Biebier’a. Nie miał takiego prawa.

            Rozpakowywałam swoje rzeczy do szafek w hotelu. Zastanawiałam się, dlaczego spakowałam tyle ciuchów. Znając mnie wrócę z większą torbą niż nam się wydaje.
            Atlanta, pełno centrum handlowych, gdzie mogę wydać pieniądze na co chce! Ha jestem wielka!
            - Mam pomysł!
            Odwróciłam głowę i zobaczyłam stojącego Justina w samych bokserkach. Po raz pierwszy mu się porządnie przyjrzałam. Miał jasnobrązowe włosy, czekoladowe oczy. Nad lewym okiem miał pieprzyk, który dodawał mu uroku. Jego klata była idealnie wyrzeźbiona a nogi dobrze umięśnione. Przygryzłam wargę i poczułam rumieńce na twarzy.
            Zakryłam szybko twarz włosami i udawałam, że wcale się nie skrępowałam.
            - Czy ty się zawstydziłaś? – spytał poważnym głosem.
            - Wydaje ci się. – jeszcze większego buraka załapałam.
            Chwała bogu, że miałam co robić, ponieważ nie wiedział mojej twarzy.
            - Boże, dziewczyno. – zaśmiał się. – Przecież, już widziałaś mnie w samych bokserkach.
            Nic mu nie odpowiedziałam. Udawałam zamyśloną. Jednak nie udało mi się go nabrać. Chwycił mnie w pasie i przysunął do siebie. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Nie wiem co mi się stało ale jego bliskość zaczęła mnie krępować. Chyba wyczuł to.
            Podniósł mi podbródek, a ja nie wiedziałam co się ze mną stało. Wpiłam mu się w usta jak głupia i przyciągnęłam go do siebie, by był bliżej mnie. Oddawał mi pocałunki. Jego usta smakowały truskawkami, czułam zapach jego żelu pod prysznic. Z niewiadomych mi powodów, ten chłopak zaczął mnie podniecać, mimo że jego ręce spoczywały tylko na moich biodrach, za to moje masowały jego ciało. Nagle poczułam, jak jego ręce spoczywają na moich pośladka i delikatnie je ściskał, wydałam z siebie cichy jęk. Nawet nie zorientowałam się że niósł mnie na rękach a moje nogi oplatały jego biodra.
Przenosił nas do jego sypialni. Miała to w tej chwili gdzieś, co się wydarzy. Liczyło się dla mnie tu i teraz.
            Położył mnie już na łóżku, kiedy ktoś wszedł do naszego apartamentu.
            Mina Justina mówiła wszystko. Był przerażony tym co przed chwilą się miało stać. Byłam zła na siebie i to bardzo w tej chwili.
            - Jeszcze raz mnie dotkniesz, a cie zabije.
            Zeszłam szybko z łóżka i poszłam do salonu, gdzie dziwnym trafem był Leon. Spojrzałam się w jego zielone oczy i skrzywiłam się. On za to na mój widok się uśmiechnął. Domyśliłam się o co mu chodzi.
            - Przepraszam. – podszedł do mnie i przytulił.
            Nawet nie wiem kiedy, odruchowo kopnęłam go w kroczę i uderzyłam w nos. Od razu się odsunął.
            - Czy możecie się ode mnie odjebać! – Krzyknęłam i poszłam do swojego pokoju.
            Taka prawda, że gdyby mnie nie przytulił nic złego by się nie stało. Kopnęłam z całej siły w szafę.
            - Kurwa! – krzyknęłam. – Idźcie wszyscy do diabła!

            Siedziałam koło gwiazdeczki. Nie rozmawiałam z nim. Byłam zła na siebie i na niego. Lepiej by mnie dziś nie denerwował.
            - Zrozumiałaś Avril? Dzisiaj cie nagrywamy, jutro masz wywiad o dwunastej w radiu oraz na dziewiętnastą  masz kolejny wywiad w telewizji. – podał mi grafik jutrzejszego dnia.
            - Mogliście napisać jeszcze kiedy mogę się wysikać.
            Ich wzrok mówił że wściekli są. Podniosłam jedna brew  westchnęłam.
            - Przepraszam. Mam ciężki dzień.
            - Widzimy. Co ty z nią Biebier robisz? – spojrzał Usher na brązowookiego.
            - Jak śpi tylko dwie godziny to co się dziwić. Siedzi na tym swoim laptopie i szuka tego szpiega.
            - Oh… Dobra bierzemy się do roboty. Mamy także jedną dla ciebie piosenkę napisaną. – podał mi kartkę Scoot. – Mamy szczęście że nasz tekściarz ma  więcej pochowanych piosenek niż myślimy.
            Zaczęłam go czytać. Coś czuje, że dzisiaj szybciej niż o dwunastej nie wyjdę. Co na tym idzie Justin zostaje ze mną. Spojrzeliśmy na siebie i chyba chciał coś powiedzieć, jednak go zignorowałam. To było najlepsze wyjście z tej sytuacji.
            - To ćwiczymy kochani. Najpierw cover. – wstał Scoot. – Włączymy kamerę i dajemy czadu.

            Wychodziłam już ze studia zmęczona tym wszystkim. W pozwoliłam Justinowi prowadzić, ponieważ byłam zmęczona. Jednak nie pozwoliłam sobie na sen w aucie. Musiałam pilnować czy nikt z nas nie śledzi. Było to już męczące.
            Jeżeli to było dla mnie męczące, to co Justin musiał przeżywać. Dziennie bać się czy jakiś zbir go nie goni. Chłopak w końcu przestał próbować ze mną rozmawiać. Poddał się gdy przez dwie godziny ignorowałam go.
            Po zjawieniu się w pokoju, usiadłam na kanapie i zamknęłam oczy. Z zamkniętymi oczami wyciągnęłam broń i położyłam na stolik.

            Justin poszedł od razu pod prysznic a mi zadzwonił telefon. 

5 komentarzy:

  1. fantastyczne <33

    OdpowiedzUsuń
  2. jejciu świetny *w* szkoda że tak późno będzie następny ;c
    http://jujuu-juju.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Poodoba mi się to opowiadanie jest inne niz dotychczasowe które czytałam. Czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje ! Zostałaś nominowana do Liebster Award Blog ;) Więcej o tym przeczytasz na http://opowiadankojb.blogspot.com/2013/12/liebster-award-blog.html ;)

    OdpowiedzUsuń