niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 6

Obudziłam się a koło mnie był tata. Przyglądał mi się zmartwiony. Rozpoznałam po jego oczach. Może mi się wydawało, ponieważ byłam zaspana. Wolałam swojej twarzy nie widzieć.
- Co ty tutaj robisz? – spytałam zaspana.
- Jak mogłaś go zabrać do swoich znajomych na imprezę!
O jednak nie był zmartwiony tylko wściekły. Uśmiechnęłam się głupio i puściłam mu oczko.
- Daj mi się wykąpać i pogadamy.
Owinięta dalej prześcieradłem poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy beżową koszulę i białe rurki. Do tego beżowe balerinki. Zabrałam ze sobą czystą bieliznę i przeniosłam się do łazienki. Rozebrałam się całkowicie i puściłam do wanny wodę. Nie miałam ochoty brać prysznic, ponieważ nie chciało mi się stać. Kiedy wanna była pełna wody, weszłam i odprężyłam się. Dokładnie wymyłam swoje ciało z wczorajszej imprezy. Kiedy spłukiwałam pianę z włosów ktoś dobijał mi się do drzwi.
- Avril wyłaź!
Justin był niecierpliwy. Postanowiłam zrobić mu na złość i dłużej tutaj siedzieć. Owinięta w ręcznik wzięłam suszarkę i zaczęłam suszyć włosy. Przez dźwięk urządzenia nie słyszałam jak chłopak dobijał mi się do drzwi. Miałam z tego satysfakcję, za to jak mnie potraktował wczoraj. Spojrzałam w swoje odbicie i stwierdziłam jedno. Wyglądałam jak potwór. Moje oczy były podkrążone a twarz miałam nienaturalnie bladą. Skutki ćpania.
Jednak moje samopoczucie nie było takie złe. Miałam siły ale byłam dziś leniem. Najchętniej siedziałabym w domu i nic nie robiła. Jednak Justin raczej by mi na to nie pozwalał.
Wysuszone włosy poczesałam i spięłam w byle jakiego koka.
- Avril nie denerwuj mnie tylko wyjdź z tej łazienki.
Zaczęłam się malować. Zdecydowałam się na delikatny make up, który miał tylko zakryć moje ślady dzisiejszej imprezy. Ubrałam się i wyszłam. Otwarłam drzwi a przede mną był Justin w samych bokserkach. Nawet nie przywitałam się z nim tylko usiadłam koło taty na kanapie.
Nadal był na mnie wściekły i w ogóle.
- Więc wracając do rozmowy – zaczęłam. – o co ci dokładnie chodzi?
- Chyba żartujesz, że nie wiesz o co może mi chodzić.
- O imprezę. – spojrzałam zaciekawiona na niego.
- A co zrobił Michael?
Więc o to mu chodziło. Uśmiechnęłam się do niego głupio i schowałam opadający kosmyk włosów za ucho.
- Avril to mogło się źle skończyć. – był poważny.
- Jednak się nie skończyło.
- Avril…
- Mam wszystko zawsze pod kontrolą! – krzyknęłam. – Nic mu się przy mnie nie stanie! Dobrze wiesz, że jako jedyna mam szansę zawsze przy nim być, ponieważ inne osoby chronią Jeremie’go!
- Tak, jednak mam nadzieje, że to był twój ostatni taki wybryk. – podniósł się. – Nie spodobało mi się to.
- Dobrze. Nie zabiorę go już tam.
- Trzymam cie córeczko za słowo. – pocałował mnie w czoło. – Wyjeżdżam do Jeremie’go. Będę go chronił osobiście.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Mój tata nigdy osobiście niczym się nie zajmował. Miał od tego ludzi i mnie…
- Póki on się kąpie powiedz mi, co się dzieje.
- Włamali się do jego domu. Melissa jest w szpitalu ciężko pobita.
Szczęka mi opadła.
- Wywozisz ich? – byłam zmartwiona.
- Tak, wyjeżdżamy na Alaskę. Tam będą bezpieczni. Zostajesz sama. Masz sztab ochroniarzy naszej gwiazdy a ufam ci.
Kiwnęłam głową, że rozumiem. Przytuliłam się do taty.
- Uważaj na siebie. Nie wiem co się stanie jak i ty odejdziesz ode mnie.
Pocałował mnie we włosy. Rozumiał mnie i w tej chwili zapanowała cisza. Czułam, że coś się złego wydarzy, kiedy wyjedzie.

Minął tydzień, od kiedy tata wyjechał. Dzwonił co drugi dzień pytając się jak mi idzie. Jer dzwonił także do Justina, który nic nie wiedział, dlaczego wyjechali.
Próbował wielokrotnie się dowiedzieć, jednak nikt mu nie chciał powiedzieć. Ze mną nie rozmawiał, chyba że atakowali nas reporterzy. Tak to w pokoju hotelowym panowała cisza.
Byłam uparta i nie musiałam z nim rozmawiać. Kiedy wracaliśmy ze studia siadałam przed komputerem i szukałam informacji o Tomie oraz uczyłam się życiorysów jego pracowników. Dzisiaj miałam wieczorem ich poznać, ponieważ był bankiet z powodu nominacji Biebier’a do jakiejś nagrody charytatywnej. Wcale mi się to nie podobało, jednak musiałam na to iść i udawać grzeczną dziewczynkę.
Naszykowałam granatową sukienkę bombkę, a do tego czerwone szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone lekko pofalowane, a na twarzy delikatny makijaż.
Właśnie siedziałam na kanapie i malowałam paznokcie. Oglądałam także filmik na którym śpiewałam z Justinem. Miał on dużą liczbę oglądalności oraz wiele pozytywnych komentarzy jak i negatywnych. Luzie widocznie zazdroszczą talentu.
            Justin aktualnie siedział przed telewizorem i oglądał jakiś film. Czyli nic nowego, przez ostatni tydzień właśnie tak wyglądały nasz stosunki.
            Wzięłam szklankę, która stała na stoliku i upiłam łyk wody. Podniosłam się z kanapy i wyszłam na balkon.
            Świeciło słońce, które powodowało, że na dworze było ciepło. Ludzie chodzili ubrani w krótkie spodenki oraz bluzki z krótkimi rękawkami. Dzieci bawiły się na placu zabaw a reporterzy czatowali przed hotelem czekając aż wyjdę z gwiazdeczką. Męczyło mnie to. Nie miałam prywatności i wiedziałam, że jak skończę to zadanie od razu przerwę tą karierę. Spojrzałam na niebo. Było bez chmurne zachęcało na spacer. Spojrzałam na zegarek i do wyszykowania się miałam jakieś dwie godziny. Może bym poprosiła gwiazdeczkę o wyjście na dwór? W końcu by nam się przydało świeże powietrze.
Odwróciłam się i zrezygnowałam z planu. W salonie stał Leon z Cornelią.
            Moja była przyjaciółka.
            Cornelia była miedzianowłosą wysoką dziewczyną o wysportowanej sylwetce oraz zabójczo długich nogach. Jej piersi wyglądały na jędrne mimo ich wielkiego rozmiaru. Z daleka było można zobaczyć jej zielone oczy, które błyszczały gdy tylko czegoś się obawiała.
            Spoglądała na mnie niepewnie i ze smutkiem. Na jej widok skrzywiłam się.
            Justin przyglądał jej się. Jego mina mówiła sama za siebie. Podobała mu się i to bardzo.
            Zrobiłam krok do przodu i wtedy sobie coś przypomniałam. Miałam na sobie tylko krótkie spodenki i stanik. Cholera.
            - Cześć. – powiedziała do mnie.
            Jej widok sprawił mi przykrość, lecz przyjęłam obojętną postawę. Nie miałam ochoty psuć sobie nerwów przez jakąś zdrajczynie.
            - Co tu robicie? – przeszłam do rzeczy.
            Spuściła głowę. To oznaczało, ze miała łzy w oczach. O jaka ona wrażliwa. Szkoda, że jak skoczyła do łóżka mojemu facetowi to nie pomyślała jak ja się mogę poczuć.
            - Przyszliśmy kontrolnie. – wskazał na gwiazdeczkę.
            - Możecie wypierdalać. – wskazałam na drzwi. – Zobaczyliście co u nas słychać.
            - Av… - zaczęła Corn.
            - Ty wypierdalaj stąd jako pierwsza szmato. – podeszłam do niej. – Nie chce na ciebie patrzeć dziwko.
            - To nie jej wina. – chwycił mnie za pod ramie Leon.
            Wyrwałam mu się.
            - Won! – krzyknęłam.
            - Avril, porozmawiajmy. – poprosiła.
            - Nie!
            - Weź skończ się na nią obrażać. – wtrącił się Leon.
            - Róbcie co chcecie ale ode mnie z daleka. – mruknęłam.
            Usiadłam z powrotem na kanapie i postanowiłam nałożyć drugą warstwę lakieru na paznokcie. Oni czekali chyba, że będę chciała z nimi rozmawiać, jednak się mylili. Nawet nie wiem kiedy koło mnie usiadł Justin. Wziął moje włosy i przełożył na bok tak bym miała odkryte ucho.
            - Co się dzieje? – szepnął delikatnie muskając moje ucho swoimi wargami.
            Teraz mu się wzięło na rozmowy.
            - Nic. – odparłam.
            - Widzę, że drażni ciebie ona.
            - Można to tak ująć.
            Odsunął się ode mnie i położył swoje ręce na moich ramionach i zaczął mnie masować. Odwróciłam głowę i puścił mi oczko. Zrozumiałam jego zachowanie. Jednak tydzień temu obiecałam coś sobie. Żadnego jego dotyku!
            Odepchnęłam go od siebie i skupiłam na malowaniu swoich paznokci.
            - Wiesz, że nie wyjdziemy jak z nami nie porozmawiasz? – usłyszałam głos Leona.
            - Zamieniam się w słuch. – mruknęłam. – Co mi możesz jeszcze powiedzieć?
            - Avril to nie jest jej wina.
            - W dupie to mam. – warknęłam. – W dupie mam wasze słowa i wyjaśnienia! Wielce ci na mnie kurwa zależało a puszczałeś się z tą dziwką! Wypierdalajcie mi z tego mieszkania bo zabije wasz szmaty jebane!
            - Avril…
            - Wypierdalać! – chwyciłam broń. – Zabije jak za sekundę nie znikniecie.
            Tak o to pozbyłam się tej znienawidzonej przeze mnie dwójki.
            Odłożyłam broń na miejsce i wyszłam do pokoju. Zamknęłam się i położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i nie chciałam nikogo widzieć.
            Jeszcze mieli czelność tutaj przychodzić i prosić o rozmowę.  Jak bardzo ich nienawidziłam. Nie mieli prawa o nic mnie prosić, ja dla nich nie istniałam a oni dla mnie. Jeszcze tata go nie zwolnił, ponieważ był dobrym pracownikiem. Pf…
           
            Obudziłam się przez pukanie do moich drzwi. Był to Justin, który przypomniał mi o bankiecie. Cholera, tak bardzo nie chciało mi się tam iść. Jednak musiałam go chronić.
            Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w naszykowane ubrania i byłam w niecałe czterdzieści minut gotowa. Justin miał na sobie czarne rurki oraz niebieską koszulę i marynarkę. Wyglądał elegancko. Włosy postawił na żelu i myślał że jest bóg wie kim. Wzięłam swoją torebkę i wyszliśmy do limuzyny, która na nas czekała od dobrych dziesięciu minut.
            Nawet w limuzynie siedzieliśmy cicho, nie odzywając się do siebie.
            Na miejscu zaatakowali nas reporterzy. Zrobiliśmy sobie razem kilka zdjęć, pokazującą nas jako szczęśliwych znajomych. Dobrze, że nie znali prawdy o nas.
            Weszliśmy do środka i nagle zamarłam.
            Pamiętałam, że moja mama prowadziła fundację dla dzieci z domu dziecka ale że ona dalej funkcjonowała to nie wiedziałam. Nad drzwiami wisiała wielki profesjonalny plakat z napisem fundacji Oni to także my.
Zrobiło mi się nie swojo, ponieważ ona nigdy nie była aż taka znana. Mama wszystko co dostała oddawała dzieciakom, z tego co pamiętam.
            W sala była udekorowana dość elegancko. Jednak to nie było najważniejsze. Zobaczyłam, że wiele gwiazd tutaj było.
            Natomiast moja uwagę przykuło jedno zdjęcie. Przedstawiające piękną kobietę o ciemnych oczach, czarnych włosach spiętych w koga, na twarzy miała szczery uśmiech, który zarażał wiele osób.
            Podeszłam do fotografii i przyglądałam się ze łzami w oczach.
            Po raz pierwszy od wielu lat oglądałam zjecie swojej matki. Nie mogłam od niej wzroku oderwać. Przypomniałam sobie jaka ona była piękna. Jak bardzo mi jej brakuję, jej dotyku i czułego słowa. Po prostu brakowało mi mamy.
            Nie wiedziałam, że ona dalej jest prowadzona. W sumie, zapomniałam, że mama miała swoja organizację a teraz przypomniało mi się, wszystko co się łączyło z moją mamą. Jedynie co pamiętałam, to ten felerny dzień, który odbił się na mnie bardzo mocno.
            Oglądając zdjęci posmutniałam. Teraz w końcu po kilku latach poczułam żal do niej, że mnie uratowała. Miałam wielkie poczucie winy. To ja miałam nie żyć a nie ona. Mama mogła mieć jeszcze wiele dzieci.
            Nagle poczułam jak ktoś stanął obok mnie. Była to Beyonce. Tak samo jak ja przyglądała się zdjęciu kobiety.
            - Jesteś tu po raz pierwszy? – spytała mnie. – Jesteś tą nowo wschodzącą gwiazdą?
            - Tak. – mój głos był bez uczuć.
            - Za nie długo opowiemy coś o niej. Ponieważ po jej śmierci zajęłam się tą fundacją z powodu jej szczytnego celu.
            - To miło z twojej strony, że zajęłaś się fundacją. Z tego co wiem na jej temat, Katerine nigdy nie brała z niej pieniędzy, to co zarobiła na niej oddawała na dzieci.
            - Tak to prawda, dlatego wzięłam ją pod swoje skrzydła. Cel jest bardzo szczytny.
            - A są tutaj te dzieci?
            - Tak, gwiazdy kupili dla każdego dziecka, drobne prezenty. Co roku losujemy dom dziecka i kupuje się im to czego naprawdę pragną. A teraz usiądźmy na miejscu, ponieważ dyrektorka za chwilę zacznie przemowę.
            Kiwnęłam głową na znak i poszukałam Biebier’a, który zajął mi miejsce.
            Usiadłam przy naszym stoliku koło niego i Scoota, który tak samo był elegancko ubrany dzisiaj.
            - Mam nadzieje, ze tutaj potrafisz się zachować. – szepnął mi na ucho.
            Nie odpowiedziałam. Walczyłam ze smutkiem. Złączyłam swoje dłonie i kątem oka przyglądałam się zdjęciu.
            Na środek Sali wyszła blond włosa kobieta, około czterdziestki. Była ubrana w czerwoną sukienkę do kolan a na to miała czarny żakiet.
            W ręce trzymała mikrofon i czekała aż wszyscy przestaną rozmawiać.
            - Witam was, kochani. – przywitała wszystkich. – Na corocznym bankiecie, który jest zorganizowany z powodu dzieci, które zostały osierocone czy porzucone. Wiele z nich ma swoje przeżycie, które długo będą pamiętać.
            Słuchałam ją uważnie, ponieważ znałam tą mowę na pamięć. Moja mama ją napisała.
            - Każdy z nich marzy o normalnym domu, gdzie każdy będzie kochany przez rodziców, którzy by otaczali ciepłem rodzinnym.
            Wiedziałam co zaraz nastąpi i nie mogłam się powstrzymać od łez.
            - Mam czteroletnią córkę, kocham ją nad życie i nie chce by cierpiała tak jak ja. Urodziła mnie kobieta alkoholiczka. Urodziła mnie jednak podczas ciąży nie przejmowała się swoim zdrowiem. Piła mimo tego że miała pod sercem nowe życie. – obdarowała nas swoim spojrzeniem. – Po roku zostawiła mnie pod śmietnikiem jakiegoś bloku. Znalazła mnie obca kobieta i zaniosła na policję. Zaniesiono mnie do domu dziecka i aresztowali moja matkę. Wychowywałam się tam od małego. Nikt nie chciał mnie zabrać stamtąd. Modliłam się co noc o normalną rodzinę. O swojej matce wiedziałam ile wam teraz powiedziałam. Mimo to ją kochałam, ponieważ urodziła mnie.
            Spuściłam głowę i bawiłam się swoimi dłońmi.
            - Kiedy sama urodziłam swoją córeczkę, obiecałam sobie, że nie pozwolę jej tak cierpieć jak ja oraz obdaruję ja taką miłością, której ja nie dostałam. Gdyby groziłaby jej śmierć oddałabym dla niej życie. Mój mąż znał moją przeszłość i pomógł mi otworzyć tą fundację. Kiedy urodziłam Avril, doszłam do wniosku, dlaczego ona ma mieć tylko to szczęście? Moją miłością chciałam obdarować każde osierocone dziecko.  – kobieta teraz wzięła głęboki wdech. – Są to słowa trzydziestoletniej kobiety, która otwarła tą fundację. To ona chciała sprawić by dzieciaki z domów dziecka były szczęśliwe. Miała szczytny cel i dalej jest prowadzony…
            Nie chciałam jej już słuchać. Nie potrafiłam, cały smutek, który kryłam przez tyle lat urósł do takiego stopnia, że ledwo powstrzymałam się od płaczu.
            - … Tak jak powiedziała podczas pierwszego spotkania, oddała życie za swoje dziecko. Umarła wieku trzydziestu lat. Była przy tym jej mała córeczka. Dlatego powstańmy i uczcijmy jej osobę minutą ciszy.
            Powstaliśmy i zamilkliśmy. Ja miałam naprzeciw siebie jej fotografię. Łzy miałam w oczach ale starałam się by nie wypłynęły. To była najgorsza chwila w moim życiu. Zamknęłam oczy i pragnęłam stąd uciec.
            - Teraz zapraszamy właścicielkę fundacji. – oddała mikrofon Beyonce.
            - Tak jak powiedziała Alice, kobieta była wspaniała. – uśmiechnęła się. – Dlatego sprawmy by te dzieci, - wskazała na nie – nigdy nie zapomniały tego dnia. Dzieci dziś będą wręczać statuetki dla gwiazd, którzy na nie zasłużyli.
            Wszyscy zaczęli bić brawa, oprócz mnie.
            - Później odbędzie się rozdawanie dla nich prezentów oraz mały koncert.
            - Co ci jest? – spojrzał na mnie Usher.
            Nie odpowiedziałam. Dalej obserwowałam zdjęcie. Tak bardzo za nią tęskniłam…
            - Avril? – szturchnął mnie Justin.
            Dalej milczałam. Nic nie było w stanie mnie obudzić z amoku w którym byłam. Wspomnienia same wróciły. Znów byłam dziesięcioletnią dziewczynką, która trzymała martwe ciało matki.
            - Tak wiec poproszę pierwszą dziewczynkę, Angelikę która wręczy nagrodę Britney Spears.
            - Muszę do toalety. – wstałam.
            - Zaprowadzę cie.
            Poszedł ze mną Scooter. Jednak przy wyjściu sali zatrzymali nas reporterzy. Trudno mnie było powiązać z matką, ponieważ ona miała swoje panieńskie nazwisko. Od razu powiedziałam bez komentarza i zaprowadził mnie do toalety. Weszłam i oparłam się o umywalkę. Szybko wyciągnęłam kosmetyki i poprawiłam swój makijaż. Nie minęło pięć minut gdy wróciłam na sale. Usiadłam na swoim miejscu ze sztucznym uśmiechem. Teraz akurat dostawał nagrodę Usher. Zaczęłam klaskać i puściłam mu oczko.
            Nie mogłam się smucić. Zrobię to dla mamy, ona by tego nie chciała.
            - Następną nagrodę chce podarować kobiecie, która otworzyła tą fundację. – powiedziała siedemnastoletnia dziewczyna. – Dużo czytałam o niej i zachwyciła mnie jej historia oraz bardzo bym chciała jakoś uczcić dodatkowo jej pamięć.
            - Miło z twojej strony. Możemy ją wysłać rodzinie Katerine.
            Po półgodzinie nagrodę dostał Justin, a po godzinie rozpoczął się koncert, gdzie ja z Justinem się zaśpiewaliśmy razem. Był to mój pierwszy koncert. Poproszono mnie właśnie o swój solowy występ.
            Miałam szczęście, że przez tydzień nagraliśmy moją własną piosenkę. Zaczęłam śpiewać i przyglądałam się zdjęciu. W połowie piosenki podeszłam do dzieciaków i usiadłam koło nich. Wzięłam dwuletnią dziewczynkę na ręce i podeszłam na scenę. Nikt mnie nie poinformował, że trzeba kupić jakiś prezent, więc było mi głupio. Dziewczynką tańczyłam na scenie do mojej piosenki Smile. Dziewczynka szczęśliwa skakała po scenie i wywijała piruety w swojej różowej sukience. Po skończeniu wzięłam z powrotem małą na ręce i wzięłam do swojego stolika.
            - Posiedzisz z nami. – uśmiechnęłam się do niej. – Dobrze?
            Kiwnęła głową na zgodę i przytuliła się do mnie.
            Nagle dotarło do mnie, że mama nie chciałaby bym taka była jaką się teraz stałam ale musi zrozumieć, że bez tego czuje się bezsilna i nie chce dopuścić do siebie tego bólu.
            Koncert trwał rozdawano dzieciom prezenty a ja postanowiłam się z nimi pobawić. Zabrałam wszystkie dzieciaki i zaczęliśmy tańczyć. Reporterzy robili nam zdjęcia a ja po raz pierwszy bawiłam się tak doskonale.
Jakaś dziewczyna mocno mnie przytuliła ze łzami w oczach a ja to odwzajemniłam. Zapomniałam o tym uczuciu, który towarzyszył mi na oczątku imprezy.
            Po dwóch godzinach, koncert się skończył a dzieci wrócili do domu. Dziewczynka, która zajęłam się przez całą imprezę, przyszła i mocno mnie przytuliła.
            - Dzienkule.
            Odeszła i już nigdy jej na oczy nie zobaczyłam.

            Teraz nadeszła chwila, w której miałam poznać tancerzy gwiazdeczki.  Stali przede nami i się głupio uśmiechali, a ja każdego oceniałam. Taka prawda, że każdego znałam jak samą siebie, gdyż nic innego przez pewien czas nie robiłam, jak sprawdzałam ich przeszłość. Oni przyglądali mi się jakbym była czymś do zjedzenia. Irytowało mnie to strasznie.
            Gwiazdeczka stał obok mnie i z nimi rozmawiał. Mówił kim jestem. Czyli nową piosenkarką. Też Ci chłopcy mają pracować dla mnie. Ha ich wypłata się zwiększy.
            Jeden mi nie przypadł do gustu… Przyglądał się Justinowi ze złym błyskiem w oku. Jakby czegoś oczekiwał. Nagle jego spojrzenie zmieniło kierunek na mnie. Co bardzo mi się nie spodobało. Uśmiechnął się chytrze a ja wiedziałam co muszę zrobić. Plan na rozgryzienie tego chłopaka powoli układał mi się w głowie.
            Moje przeczucie podpowiadało mi że to on. A ja nigdy się nie mylę.
            Na mojej twarzy powstał głupi uśmieszek skierowany do niego. Taki słodki i zalotny.
            Dobra Avril Mario Steel czas zacząć działać i ochronić Justina.
            Teraz dopiero zacznie się dziać.
            W domy byłam o trzeciej nad ranem. Zmęczona jednak musiałam coś sprawdzić. Szybko przebrałam się w krótkie spodenki i byle jaką bluzkę a włosy spięłam w byle jakiego koka.
            Wybrałam numer do Stefana, który nie odebrał. Zdziwiło mnie to troszkę, jednak już nie ponowiłam próby. Z myślą, że właśnie śpi poszłam do pokoju Justina.
            - Znasz długo Jaydon’a?
            Spojrzał na mnie zaciekawiony. Usiadł i przetarł oczy.
            - Tak pięć lat tańczy u mnie w zespole. – odparł zmęczony.
            - Ufasz mu ?
            - Tak. Mówię mu wszystko.

Nie mówiąc mu wyszłam z jego pokoju do łazienki. Zmyłam makijaż i postanowiłam się położyć spać. Jutro czeka mnie męczący dzień. 

10 komentarzy: