niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 7

Koniec kolejnych lekcji. Oparta o miękką kanapę spoglądałam na sufit. Nie wiem co gorszę, szkoła czy indywidualne lekcje.
            Justin właśnie robił nam coś ciepłego do picia, ponieważ dzisiaj nie było za ciepło.
            Pogoda była okropna. Padał deszcze i przez to nie chciało mi się wychodzić z domu, jednak nie mogłam sobie pozwolić na dzień lenistwa. Musiałam pracować.
            Trzymałam już w dłoni kubek z gorącą herbatą i uśmiechnęłam się.
            - Czemu wczoraj byłaś taka smutna? – jego głos był poważny. – Płakałaś.
            - Nie ważne. – syknęłam.
            - Avril, możesz mi powiedzieć. – usiadł koło mnie. – Nie powiem nikomu.
            Podniosłam się i podeszłam do okna. Spojrzałam na świat i głośno westchnęłam. Oparłam głowę o zimną szybę a to wywołało u mnie dreszcze.
            Co mam mu powiedzieć?
            Że wczorajsza impreza była dla mnie najgorszym przeżyciem, ponieważ tą fundację otworzyła moja matka? Nie…
            - Justin nie ważne. Nie chce o tym mówić.
            - Avril…
            - Nie. Wczoraj to wczoraj, dziś to dziś. Pamiętaj.
Nic nie odpowiedział. Spojrzałam na zegarek i czas był wychodzić. Odłożyłam kubek na jakiejś półce i wzięłam swój beżowy płaszczyk do ręki. Nagle usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni. Na mój telefon dobijał się tata. Nie odebrałam, ponieważ nie była na to czasu. Rozłączyłam się i napisałam mu krótkiego sms’a. Powinien zrozumieć.
            Wyszliśmy z hotelu do samochodu. Tym razem to ja prowadziłam.
            Po półgodzinie byliśmy na miejscu i staliśmy przed budynkiem. To tutaj wszystko miało się zacząć. Miałam nagrać kolejną piosenkę oraz umówić się na nagranie pierwszego teledysku.
            Kiedy byliśmy na piętrze przywitała nasz ekipa tancerzy.
            Zobaczyłam Jay’a. Uśmiechnęłam się do niego zalotnie i udawałam, że się zawstydziłam. Gwiazdeczka to zobaczyła i spojrzał na mnie podejrzanie.
            Nagle do nas podszedł Scooter, który był dziwnie zadowolony.
            - Idziemy. – spojrzał na mnie. – Masz wywiad.
            - Jaki wywiad?
            - Zobaczysz. Czekają na Ciebie.
            Poszłam za nim do jakiejś sali i zobaczyłam kilku reporterów. Miałam szczęście, że ubrałam się w miarę elegancko. Przywitałam się z nimi przyjaźnie i nagle do mnie coś dotarło.
            - Przyprowadź Justina. – szepnęłam do Scooter’a. – Szpieg tam może być.
            Kiwnął głowa i wyszedł a ja usiadłam naprzeciwko reporterki, jakiegoś magazynu.  Nie wiedziałam czego mam oczekiwać. Kobieta mi się przyglądała a ja westchnęłam. Powoli moja sława zaczynała mnie wnerwiać.
            - Możemy zaczynać? – spytała reporterka słodkim głosem.
            - Tak. – wymusiłam przyjacielski uśmiech.
            Wyciągnęła z torebki dyktafon i położyła na stoliku oraz spojrzała na swój notesik, w którym pewnie miała zapisane milion pytań.
            - Tak więc Avril, masz dopiero osiemnaście lat i przez przypadkiem stałaś się gwiazdą. Jak to jest zostać nagle rozpoznawalną?
            W tym momencie nie miałam czasu nad myśleniem. Musiałam szybko odpowiadać i dokładnie. Reporterzy uwielbiali skandale.
            - Nie jestem rozpoznawalna. – zaśmiałam się. – Dopiero zaczynam. Ludzie nie słyszeli zbyt dużo na mój temat tak jakby chcieli. Nie mam fanów ani anty fanów, ponieważ dopiero kończę nagrywać pierwszą płytę oraz dzisiaj mieliśmy ustalać wszystko co do nowego klipu.
            - Twoim marzeniem było zostać piosenkarką?
            - Nie... Nie miałam marzeń tego typu.  Dla mnie to była rzecz niemożliwa, żebym została piosenkarką, mimo że mój talent odziedziczyłam po mamie.
            - To jakie miałaś marzenie?
            - Szczerze od śmierci mamy nie miałam marzeń… - zamyśliłam się. – Przepraszam, miałam i mam je dalej.
            - Możesz się z nami, nim podzielić? – była zaciekawiona.
            - Mam jedną zasadę. – uśmiechnęłam się przepraszająco. – Nie powiem go, ponieważ wtedy się nie spełni.
            - Jesteś przesądna?
            - Nie. Po prostu mama mi tak mówiła jak byłam mała i zawszę w to wierzyłam.
            Nagle drzwi się otwarły i wszedł Justin. Spojrzałam na niego i miał zmartwioną minę. Chyba bał się, że coś zepsuje. Boże jak on we mnie wierzy…
            - Więc nie chcesz powiedzieć o swoim marzeniu, to może opowiesz mi coś o wczorajszej imprezie charytatywnej.
            - Trzeba było tak od razu. – uśmiechnęłam się do niej szeroko jak tylko mogłam. – A co byś dokładnie chciała wiedzieć?
            - Może o twoich powiązaniach z świętej pamięci Katerine Benett ?
            Spojrzałam na swoje dłonie ale nie miałam dziś zamiaru wzruszać się. Podniosłam jedną brew i przeniosłam wzrok w szare oczy kobiety. Teraz musiałam odpowiedzieć na to pytanie ale w jaki sposób.
            - Dlaczego zadajesz mi takie pytanie?
            Ciężko było mnie można powiązać z mamą, ponieważ tata zataił moje pokrewieństwo z nią, dla mojego dobra. Cóż widocznie Black o tym nie wiedział.
            - Czy to prawda, że założycielką fundacji charytatywnej była twoja matka?
            - Nie, nie była. – udawałam rozbawioną. – Mam do ciebie jedno małe pytanie. Mogę? – wskazałam na dyktafon.
            Kiwnęła twierdząco głową a ja wzięłam przedmiot do ręki. Nacisnęłam przycisk stop. Schowałam dyktafon do torebki a wzięłam pistolet. Podniosłam się i podeszłam do niej spoglądając głęboko w oczy. Sprawdziłam czy reporterka nie ma jakiegoś nadajnika przy sobie.
            Pod kołnierzykiem była mały mikrofon. Uśmiechnęłam się.
            - Skąd przyszedł pani taki pomysł, że jestem jej córką?  - chwyciłam za szklankę z wodą.
            - Ponieważ, wczoraj płakałaś na bankiecie. – jej głos był normalny ale jej mina przerażona.
            - Po prostu zrobiło mi się żal że córka pani Katherine straciła tak w młodym wieku matkę oraz dzieci z domu dziecka. – oblałam ją wodą.
            - Avril co ty robisz? ! – spytał przerażony Scoot.
            Położyłam palec na usta by zrozumiał że ma być cicho.  Odpięłam mikrofon i włożyłam do mojej szklanki z wodą mineralną. W tym momencie nie powinien on działać.
            - A teraz skąd wiesz kim jestem? – wycelowałam w nią pistoletem.
            - Tom Black mi powiedział. – odparła przerażona.
            - Skąd on wie ? – wypytywałam.
            - Był wczoraj na tym bankiecie i widział jak przyglądasz się zdjęciu.
            Strach powodował, że mówiła wszystko. Nie była tak twarda jak ten chłopak z pod domu Justina.
            - Wyprowadź Justina. Zawieź do domu. Niech, któryś z jego ochroniarzy się nim zaopiekuje do mojego przyjazdu. – rozkazałam Scooter’ owi.
            - Nie! – zbuntowała się gwiazdeczka.
            - Do kurwy nędzy, powiedziałam coś! Spakuj mnie i siebie.
            - Po co? – spytał zaciekawiony.
            - Zmiana planów. – wyciągnęłam telefon.
Wybrałam numer do Leona. Odebrał po trzecim sygnale.
            - Co się dzieje?
            - Sprawdź mój pokuj w hotelu i okolice. Jeżeli jest czysto to spakuj mnie i gwiazdeczkę. – rozkazałam.
            - Co się dzieje? – był zmartwiony.
            - Cornelia niech na swoje nazwisko kupi mi mały domek za Atlantą. Gdzieś około półtorej godziny stąd.
            - Dobrze co się dzieje?
            - Nie twój interes kotku. – syknęłam. – Zrozumiałeś zadanie?
            - Tak. – był niezadowolony.
            - Zadzwonię jeszcze miej telefon przy dupie. Stefan będzie miał grube zadanie. – rozłączyłam się.
            Spojrzałam na wystraszoną kobietę, która mi się przyglądała. Bała się a ja chciałam ten strach wykorzystać. Tylko jak?
            - Słuchaj, powiesz mu, że nie jestem córką Katrine ani w żaden sposób z nim powiązana jasne? Inaczej cię dorwę a zabicie ciebie to będzie mały orzech do zgryzienia. A teraz wypierdalaj. Aha. Oblałaś się sama wodą. – oblałam ją dodatkowo. – A teraz won.
            Wybiegła z pomieszczenia szybciej niż myślałam. Przeczesałam włosy ręką i schowałam broń.
            Black jest przebiegły i to bardzo.
            Obserwował mnie wczoraj i pewnie po moim zachowaniu stwierdził, że jestem córką Benett. Nie podobało mi się to, jednak teraz może da sobie spokój z podejrzeniami co do mnie.
            Usiadłam na fotelu i wyciągnęłam telefon. Przyglądałam mu się i zastanawiałam się co teraz mam zrobić. Bezpieczny on tu nie był. Nie możemy dłużej zostać a do jego rodzinnego miasta też wrócić nie możemy.
            Jedynym rozwiązaniem był wykupienie mieszkania za miastem i tam mieszkać, jeżeli to nie poskutkuje to wywiozę go za ocean. Innego wyjścia nie mamy. A w sumie to nawet nie jest zły pomysł!
            - Kiedy ma trasę koncertową? –spytałam się Scoot’a.
            - Za dwa miesiące.
            - Gdzie?
            - Europa.
            - Przyśpieszymy ją o miesiąc. Nagramy mój klip jeszcze w tym tygodniu i skończymy płytę do wyjazdu. Zrobimy kilka wywiadów i wylatujemy.  Zrozumiano ?
            - Tak.
            - A ty – podeszłam do Justina. – Jeśli chcesz żyć, trzymaj się mnie.
            Byłam w tej chwili wściekła. Tom wiedział jak może do nas dotrzeć. Teraz nie mogliśmy wyjść z budynku, ponieważ byłoby to podejrzane, a musiałam sprawdzić jednego z tancerzy.
            Przeszliśmy do studia i nagrywaliśmy kolejne piosenki. Był z nami Jay do którego się uśmiechałam i zalotnie spoglądałam.
            Udawałam zawstydzoną jego gestami stosunku do mnie. Jakie to było męczące.
            Justin jakoś dziwnie na to wszystko reagował. To powodowało, że jego kolega bardziej się nakręcał na flirtowanie ze mną. Scoot też jakoś nie wiedział co robię. Będę musiała jakoś im to wytłumaczyć, jednak nie w tej chwili. Najpierw musiałam go sobą oczarować i udawać słodką idiotkę, dla tego kretyna. Boże on normalnie przyglądał mi się jakby była Świerzym towarem. Heh…
Zamknęłam oczy i w tej chwili skupiłam się nad refrenem. Musiałam dać z siebie wszystko, by nie poprawiać później całej piosenki.
            Po półgodzinie miałam kolejny kawałek gotowy. Z uśmiechem wyszłam z kabiny w której się nagrywa. Usiadłam koło tancerzyka i niepewnie na niego spojrzałam. On uśmiechnął się do mnie a ja zrobiłam to samo.
            - To teraz omówmy teledysk. – zaczął Usher.
            - Gdzie go robimy? – spytałam zaciekawiona.
            - Omówię to najpierw z choreografem i wszystko ci powiemy. Na pewno w nim wystąpi Justin, ponieważ musi pomóc wypromować. – wyjaśnił Scoot.
            - Więc dziś to na koniec? – spytałam.
            - Tak. Możecie iść do domu.
            Zadowolona wyszłam z windy i zmierzałam ku wyjściu. Kiedy poczułam krople deszczu na twarzy zobaczyłam jak ktoś kieruje w moją stronę pistolet w stronę Justina. Ochroniłam go swoim ciałem i wylądowałam na ziemi.

Justin Pov
            To był ułamek sekundy, gdy upadła na kolana i chwyciła się za ramię. Kucnąłem przy niej i wezwałem pogotowie. Dziewczyna zbladła ale była przytomna, jednak jej powieki się powoli zamykały.
            Nawet nie wiem kiedy zjawił się koło mnie Leon z Cornelią. Kiedy zobaczyli nas skulonych na ziemi a dokładnie, Avril która traciła przytomność.
            - Mów do mnie. – poprosiłem ją. – Proszę.
            Dziewczyna zmusiła się do otwarcia oczu, jednak one nie miały wyrazu.
            - Przeżyje. – szepnęła. – To tylko draśnięcie.
            - Ma racje. – potwierdził jej słowa Leon.
            Przytuliłem ją do siebie i czekałem aż przyjedzie pogotowie. Nie chciałem by ona cierpiała. Bałem się o jej życie.
            Ludzie się zebrali i oglądali zdarzenie. Byłam przerażony. Avril miała skwaszoną minę, ale dalej mi się przyglądała. Musiało to ją cholernie boleć.
            - Avril ja bym zemdlała. – zwróciła się do niej Cornelia.
            - Heh… Bo ty cipa jesteś.  – zaśmiała się. – Nie wiem dlaczego mój tata ciebie jeszcze trzyma.
            - Bo potrafię dobrze fałszować dokumenty? Avril przepraszam.
            - Powiem tyle. Zapamiętam to sobie.
            - Wybaczasz mi ?
            - Nie. – poruszyła się.
            Syknęła z bólu ale Oparła się o mnie. Brała głębokie wdechy.
            Musiałem przyznać była z niej twarda suka. Karetka przyjechała, a ja ją wziąłem na ręce i zaniosłem do ambulansu. Nie spodobało jej się to.
            - Nie jestem aż taką kaleką! – oburzyła się. – Chodzić jeszcze mogę.
            - Postrzelona jesteś.
            Wokół niej latali lekarze, którzy opatrywali jej ranę. Jechałem z nią. Nie mogłem pozwolić sobie, na to by przy niej nie być.
            Może była dziwna, wredną suką i nieokiełznana ale lubiłem ją strasznie. Trzymałem ją za rękę i spoglądałem w te ciemne oczy.
            Przyznaje się bez bicia, podobała mi się i to strasznie. Uwielbiałem na nią spoglądać oraz przyglądać się jej gdy pracuje. Denerwowało mnie to, że flirtowała z moim tancerzem, który jest znany z wymienianiu dziewczyn jak rękawiczki. Ona mnie chroni by mnie nie zabili a ja ją by ktoś jej nie zranił w sprawach sercowych, chociaż dobrze wiedziałem, że ona dobrze da sobie radę sama.
            Lekarze dali jej coś przeciwbólowego i zasnęła. Trzymałem ją dalej za rękę i przyglądałem się jej.
            Gdy dojechaliśmy do szpitala, od razu zanieśli ja na sale operacyjną. Przeraziłem się jeszcze bardziej o jej stan. Koło mnie stanęli znajomi Avril i czekali na informacje o jej stanie. Po pięciu minutach przybył Scoot oraz Usher. Usiedliśmy na krzesłach. Oparłem głowę o ścianę.
            Jednym słowem uratowała mnie.
            Zakapturzona postać celowała we mnie, a ona podbiegła i mnie ochroniła swoim ciałem. Podniosłem się gwałtownie i walnąłem pięścią o ścianę.
            - Tak to ma wyglądać?! – krzyknąłem.
            Leon stanął naprzeciwko z poważną miną.
            - Takie jest nasze życie i praca. Ciesz się, że akurat ją trafiło a nie ciebie.
            - Mam z tego powodu być szczęśliwy? ! – oburzyłem się.
            - Tak, masz dobrego ochraniarza, mimo że to dziewczyna.
            Przeczesałem dłonią włosy i nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.
            Normalnie zamarłem w butach.
            - Dlaczego traktujecie ją jak coś niezniszczalnego?
            - Bo ona taka jest. – udzieliła się Cornelia. - Znamy ją wystarczająco długo.
            - Widać nic o niej nie wiecie. – zakpiłem.
            - A ty może wiesz więcej? – zirytował się Leon.
            Miał racje. Nie znałem jej.
            - Została postrzelona przeze mnie!
            - Ciesz się że żyjesz.
            Nagle obok nas była Avril na wózku inwalidzkim z małym uśmiechem na twarzy.
            - Można zabrać ją do domu. Ma odpoczywać i leżeć w łóżku do póki ręka nie przesranie boleć. Na szczęście nic poważnego się nie stało.
            - Zabierzemy was do nas. – powiedziała Cornelia. – Zaopiekujemy się Justinem, a tym trochę odpoczniesz.
            I nagle na cały szpital było można usłyszeć jej głos.
            - Chyba was pojebało!
            - Mówiłem niezniszczalna. – zaśmiał się Leon. – A teraz kotuś posłuchasz mnie… 

7 komentarzy:

  1. Kocham to! Świetne opowiadania. Dla mnie jest ono jednym z najlepszych. Twój styl pisania jest imponujący ♥ Czekam na następny rozdział! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej jeden z najlepszych rozdziałow *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. swietne jak zawsze <333
    kckckckc

    OdpowiedzUsuń
  4. <3
    Kocham to!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. czekam nn ♥♥

    OdpowiedzUsuń