środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 12



Dochodziłam do zdrowia. Minął miesiąc od mojego powrotu. Siedziałam właśnie w ogrodzie u cioci Kate i odpoczywałam. Wszystkie ślady, które miałam na twarzy zniknęły tylko została blizna po nożu oraz po postrzeleniu. Nie mogłam zapomnieć że czułam się trochę nie swojo tutaj.
            Zrezygnowałam ze swojego, życia i zaczynałam karierę piosenkarki, by mieć czymś się zająć. Przeprowadziłam się do Standford by zacząć od początku, by nigdy mi nic nie groziło oraz moim bliskim. Tata w sumie także postanowił skończyć z tym wszystkim. Światu oświadczyłam połowę rzeczy, które mi się wydarzyły podczas porwania i przyznałam się czyją córką jestem. Każdy wiedział że moja matką jest Katerine Benett.
            Z tatą zrobiliśmy testy DNA i wyszło na jaw, że nie jest moim biologicznym ojcem, jednak nie zmieniliśmy stosunków do siebie, ponieważ to on mnie wychowywał. Sam mi nawet zabronił zbliżać się do broni i niebezpieczeństw, miałam w końcu normalne życie, którym powinnam się cieszyć.
            Co z Justinem? Wyjechał w trasę koncertową, a ja miałam z nim dopiero wyruszyć za kilka tygodni, ponieważ dali czas na rekonwalescencje co mi odpowiadało w zupełności.
            Ciocia przyjęła mnie z otwartymi ramionami i płakała jak mnie zobaczyła. Dbała o mnie strasznie i na samym początku nie pozwalała wychodzić z łóżka. Ona też wiedziała, że nie jestem córką David’a. W sumie większość osób zostało poinformowanych, tylko ja tak naprawdę byłam głupia. Nie znienawidziłam jednak matki przez to. Spełniłam jej prośbę, zerwałam z tym wszystkim i byłam szczęśliwa.
            Napisałam nawet piosenkę! Była ona hitem w radiu She’s so gone! Kolejna udana piosenka. W sumie prawie miałam gotową płytę. Nie musieliśmy się głupio śpieszyć z tworzeniem jak wcześniej.
            Chris i Cat pojechali właśnie do centrum handlowego po rzeczy do mojego pokoju, ponieważ mieliśmy pomysł na mały remoncik, jednak gdy chciałam się z nimi wybrać, ciocia się zbulwersowała i powiedziała, że jeszcze wychodzić nie mogę, do póki nie wyzdrowieje całkiem. Nie podobało mi się to. Czułam się w klatce, gdzie nie miałam sama wyborów, a to mi się kojarzyło z porwaniem. Ciocia nie rozumiała mnie, jeśli chodzi o moje zachowanie.
            Myślała, że mam jakąś depresje, której nie było dzięki Justinowi, który się o mnie troszczył przez jakiś czas. Robił wszystko bym szybko wróciła do siebie i nie myślała o tym co się wydarzyło. Jednak powinni wiedzieć, że nie ma już zimnej suki tylko normalna nastolatka Avril oraz przyszła gwiazdą.
            Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Leona z Cornelią uśmiechających się w moja stronę.
            W końcu nawet im wybaczyłam wszystko. Teraz byliśmy świetnymi przyjaciółmi od kiedy wredna suka zniknęła z naszego życia. Potrafiłam się z nimi dogadać i mieszkają niedaleko mnie. Podniosłam się i mocno się do nich przytuliłam.
            - Nie mogę się przyzwyczaić do twojej zmiany osobowości. – zaśmiał się. – Nie wierzę.
            - Ludzie się zmieniają. – uśmiechnęłam się.
            - Cieszę się, że w końcu doszłaś do siebie. – powiedziała wesoła Corni. – Martwiliśmy się o ciebie.
            - Ja zawsze sobie daje rade. – pokazałam im język.
            - Jak rany? – spytał mój były.
            - Zgoiły się.
            Nie widziałam się z nimi długo. Ciotka im zabroniła bym miała spokój. Usiedliśmy na trawie i przyglądaliśmy się sobie.
            Aha zapomniałam powiedzieć, że już czarnowłosą dziewczyna nie jestem lecz blondynka o ciemnych oczach!
            -  Dobrze wyglądasz w blond włosach. – pochwaliła mnie przyjaciółka.
            - Dzięki, mała zmiana. – uśmiechnęłam się.
            - A jak czujesz się?
            - Lepiej, chociaż czegoś mi brakuje. – zaczęłam się bawić włosami.
            - Justina? – spojrzała na mnie zaciekawiona dziewczyna.
            - Powiedziałam czegoś nie kogoś. – przewróciłam oczami. – Go mi nie brakuje bo dzwoni dziennie.
            - Chyba wam na sobie zależy.
            Spojrzałam na Leona ze zdziwieniem w oczach.  Nagle wybuchłam śmiechem. Nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć. Mi nie zależało na Justinie w żaden sposób inny niż jak na przyjacielu. Nawet nie jestem o niego zazdrosna, gdy w telewizji pokazują go z przytulającymi się do niego fankami.
            - Chyba Cie głowa boli. – parsknęła. – To się u mnie nie zmieniło.
            - Wcale a komu się oczy świecą gdy tylko się wypowie jego imię? – spytała wesoło Cornelia.
            - Pojeby. – podniosłam się. – Nic takiego nie ma.
            - Szkoda, bo chłopak naprawdę jest w porządku. Strasznie się martwił o siebie i obwiniał. – mówił poważnie Leon. – Co dziennie gdy wysyłano nam te filmy, cierpiał i łzy miał w oczach. Co dziennie dzwonił do David’a i błagał go by coś zrobił. A gdy wróciłaś to skakał przed domem jak pięciolatek ze szczęścia.
            - Poważnie? – nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
            - Tak. Dziennie obserwował podwórko czy przypadkiem nie jedziesz. Nie spał prawie wcale. A gdy godzinę po powrocie straciłaś przytomność nie odchodził od twojego łóżka. – opowiadała Corni z wielkim uśmiechem na twarzy. – Poważnie myślałam, że między wami coś jest.
            Miałam otwartą buzię oraz szeroko oczy. Nie wiedziałam, że asz tak on odchodził od zmysłów. Delikatnie na mojej twarzy powstał uśmiech. Podniosłam się.
            - Chcecie posłuchać mojej nowej piosenki ? – spytałam ich.
            - Tak!
            Poszliśmy do salonu gdzie było pianino. Usiadłam przed nim i zaczęłam grac.
            - Przecież to co leci w radiu! – krzyknęłam Cormelia.
            - Chce po prostu pośpiewać. – poinformowałam ich.
            - To śpiewaj. – powiedział Leon. – jednak może wymyślisz coś nowego?
            - Nie mam pomysłu. – mruknęłam.
            - Napisałaś już sześć piosenek to może kolejną, pomożemy co napisać. – zaproponowała Cornelia.
            - Ale o czym? – spytałam. – Nie mam pomysłu na nic.
            - Może o tym co teraz czujesz.
            Zmarszczyłam brwi i zaczęłam zastanawiać się nad tym co ja czuje. Stwierdziłam, że w tej chwili jedynie co czuje, to że w końcu odeszła moja zła strona i mogłam żyć normalnie. No i że tęskniłam za swoim przyjacielem. Chciałam z nim usiąść i porozmawiać. Tęskniłam za nim cholernie, brakowało mi jego obecności przy mnie. Po prostu, przyzwyczaiłam się, że jest obok.
            To on spowodował tą zmianę u mnie. On zrobił w moim życiu wielki przełom.
            - Że zrobiłam w swoim przełom. – uśmiechnęłam się. – To czuje.
            - To o tym napisz.
            - Nie. – zaśmiałam się. – Mam napisać, że zabiłam ludzi by się uratować?
            - Nie. – zachichotała Corni. – Idziemy na imprezę?
            - Poszłabym w końcu potańczyć. – stwierdziłam. – I idziemy! – podniosłam się.
            - To leć się szykować, a my też polecimy to zrobić.
            - To na razie. – pobiegłam na górę.
            Wparowałam do pokoju i zaczęłam grzebać w szafie za czymś do ubrania. Doszłam do wniosku, że muszę iść na zakupy. Sięgnęłam po granatową spódniczkę z zamkiem z przodu i czarną bokserkę oraz baleriny. Ubrania położyłam na swoim łóżku i poszłam do łazienki się umyć. Kiedy rozebrałam się ujrzałam swoje blizny na ramieniu oraz na boku. Skrzywiła się, jednak nie mogłam nic na nie poradzić. Będą przypominały mi co się wydarzyło w moim życiu. Weszłam pod prysznic i zaczęłam szorować swoje ciało. Wcześniej włączyłam muzykę z telefonu i pod wpływem melodii, tańczyłam sobie nawet śpiewałam wesoła. Miałam tylko jeden problem. Jak namówię ciocię by mi pozwoliła wyjść?
            Nie miała ona dużego wyboru, ponieważ dalej potrafiłam się postawić. Dość niańczenia mojej osoby. Owinięta w ręcznik wyszłam z łazienki i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam przed biurkiem, gdzie włączyłam suszarkę i zaczęłam układać moje włosy. Uśmiechałam się szeroko. Nagle usłyszała jak mój telefon wibruje. Odłożyłam suszarkę i wzięłam telefon do ręki. Dzwonił Justin. Przygryzłam dolną wargę.
            - Halo? – mówiłam szeptem i niepewnie.
            - Tęsknie Avril za tobą. – jego głos był słodki.
            Chwila?! Jaki? Chyba cie Avril pojebało całkiem.
            - Ja za tobą przyjacielu też. – szepnęłam. – Chce byś już tu był.
            - Ja też. Jeszcze tylko kilka dni. – przypomniał. – W sumie mam dla ciebie niespodziankę.
            - Jaką?
            - Podejdź do okna. – zaśmiał się.
Zrobiłam o to co mnie poprosił a moim oczom ukazał się Scoot z jakąś walizką oraz samochodem i było pelno reporterów.
            - O co chodzi? – spytałam.
            - Jedziesz do mnie! Mamy dać wspólny koncert.
            - Żartujesz?! – pisnęłam.
            - Nie. Czekamy tu na ciebie. – śmiał się ze mnie.
            - Aaaa! – krzyczałam zadowolona. – Nie mogę się doczekać!
            Szybko nałożyłam na siebie ubrania i pobiegłam do drzwi i wpuściłam producenta. Przytuliłam się do niego, go także dość dawno widziałam.
            - Boże jak ja za wami tęskniłam! – mój głos był radosny.
            - Dziewczyno, coś ty z włosami zrobiła? – był zaskoczony.
            - Wiesz, że ostatnim razem jak się widzieliśmy, czyli tydzień temu to miała już blond? – zaśmiałam się. – Faceci.
            - Gdzieś idziesz? – spojrzał na mój strój.
            - Miałam iść na imprezę, jednak już doszły do mnie wasze plany. – klasnęłam w dłonie. – Mam się pakować?
            - Kate już wie, jak coś. – poinformował mnie. – Uparta jest.
            - Domyślam się. – mruknęłam. – Ale udało się?
            - Nie miała wyjścia. Leć spakować się.
            Ponownie pobiegłam na górę z walizką, którą mi wręczył. Nawet nie patrzałam co do niej wpakuje. Wzięłam pierwsze lepsze ubrania. Szybko włosy spięłam w koński ogon, pomalowałam się i założyłam swoje okulary przeciwsłoneczne. Wyszłam z pokoju i zeszłam powoli po schodach. Spojrzałam na fotografię, którą zauważyłam pierwszego dnia. Zamknęłam za sobą drzwi od domu i wsiadłam do auta.
            Podróż minęła nam doskonale. Miami świeciło słońce co mnie bardzo ucieszyło. Nie miałam ochoty na deszcz, jednak wyczuwałam, że zacznie padać. Jechaliśmy w taksówce a ja zasypiałam powoli. Może cały czas siedziałam, jednak to bardzo męczące. Nawet nie wiem kiedy zjawiliśmy się w hotelu i położyłam się do łóżka. Przykryłam po uszy kołdrą i zamknęłam oczy. Zasnęłam.
            Kiedy się obudziłam czułam, że ktoś jest obok mnie. Po zapachu perfum domyśliłam się kim jest osobnik obok mnie. Uśmiechnęłam się i odwróciłam się w jego stronę.
            - Witaj blond ślicznotko. – uśmiechnął się do mnie.
            - Witaj. – mruknęłam. – Co cie sprowadza do mojego pokoju?
            - A postanowiłem cie odwiedzić i sprawdzić jak się miewasz. – położył się koło mnie.
            - Debil…

8 komentarzy: