niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 14



Obudziłam się w swoim łóżku z wielkim bólem głowy. Wszystkie okna były zasłonięte, przez grube zasłony. Przetarłam twarz dłońmi i głośno westchnęłam.
            Chciało mi się pić, jednak nie miałam siły by wstać. Skrzywiłam się. Odwróciłam głowę i zobaczyła butelkę wody, tabletki na ból głowy oraz karteczkę. Najpierw wzięłam się za wodę i tabletki. Po chwili wzięłam karteczkę do ręki.
            Mam nadzieje, że wyspałaś się.
Justin
 xoxo.
            Skrzywiłam się. Może nie pamiętałam za dużo z wczorajszej imprezy ale to utkwiło mi w pamięci. Nałożyłam kołdrę po uszy i postanowiłam dalej spać.
            Obudziłam się i nie było śladów w pokoju, by ktoś tu urzędował. Moje okna, dalej były zasłonięte i światło nie mogło się dostać do mojego pokoju. Spojrzałam na walizki. Jutro rano miałam wracać do domu cioci. Wiedziałam, że długo będę pamiętać co wczoraj po pijanemu odkryłam. Oparłam się wygodnie plecami o poduszki, przygryzłam dolną wargę i wytarłam łzę spływającą po policzku.
            Co ja robię?!
            Płaczę z powodu jakiegoś głupiego chłopaka!
            Podniosłam się i weszłam do łazienki. Wcześniej włączyłam telewizor na kanał muzyczny i pogłośniłam. Wszędzie było słychać muzykę. Pod prysznicem dokonałam porządne oczyszczanie ciała z wczorajszego dnia. Wyszorowałam dokładnie swoje włosy oraz resztę. Wyszłam z pod prysznica i owinęłam siebie ręcznikiem. Spojrzałam w lustro i musiałam stwierdzić, że źle nie wyglądałam.
            Weszłam do pokoju i postanowiłam pomalować sobie paznokcie u stóp. Wyciągnęła lakier do paznokci o barwie bordowej i ze skupieniem malowałam je. Po skończeniu poszłam po suszarkę i zaczęłam je suszyć. Nie ma to jak szybki sposób, by szybciej wyschły.
            Kiedy były one suche, wzięłam się za suszenie włosów i szukanie jakiegoś stroju na dziś. Zdecydowałam się na krótkie beżowe spodenki i luźną, długą, czarną bluzkę bez ramienia oraz do tego trampki. W tym stroju wyglądałam jakbym nie miała spodenek. Włosy związałam w byle jakiego koka i poszłam się pomalować. Delikatny makijaż ozdobił moja twarz, więc założyłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne.
            Po co się szykowałam?
            Sama nie wiedziałam. Po prostu chciałam się czymś zająć. W walizce wyszukałam czarnej luźnej torebki i spakowałam do niego telefon oraz portfel. Byłam gotowa by wyjść na spacer. Wzięłam kartę otwierającą drzwi do pokoju i wyszłam zamykając drzwi.
Odwróciłam się i nagle upadłam.
            - Przepraszam. – usłyszałam znajomy głos.
            Spojrzałam do góry i zobaczyłam tancerza. Pomógł mi wstać oraz uśmiechał się do mnie. Wyglądał biedny na skacowanego.
            - Widzę, że też tak się czujesz jak ja. – zaśmiałam się.
            - Jakoś po tobie tego nie widać. – przyglądał mi się. – Jak zwykle olśniewająca.
            Nagle coś sobie przypomniałam.
            - Mogę wiedzieć, jak masz na imię? – przygryzłam dolną wargę.
            - No tak, nie przedstawiłem się wczoraj. – podrapał się po głowie. – Nail.
            - Tak więc Nail idziesz ze mną? – spytałam go.
            - A gdzie to się wybierasz? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
            - Nie wiem. – ściągnęłam okulary. – Tam gdzie mnie nogi poprowadzą.
            - Tak więc spontan?
            - Tak oraz chce coś zjeść, jakiegoś fastfooda. – pokazałam swoje zęby.
            - Idziemy. – chwycił mnie za rękę.
            Wyszliśmy z hotelu i pomaszerowaliśmy przed siebie. Opowiadał podczas drogi o sobie. Słuchałam go zaciekawiona. Pochodził z bogatej rodziny, lecz denerwowało go to, że każdy uważał za bufona. Postanowił sam zarobić na swoje potrzeby. Zaimponował mi tym. Ma starszą siostrę, która jest moją fanką, jego mama rozwiodła się z ojcem i ma ojczyma.
            Siedzieliśmy aktualnie w jakiejś knajpce i zamówiliśmy frytki oraz hamburgery. Zastanawialiśmy się, nawet nad piwem ale wolałam dzisiaj nie pić alkoholu.
            - Apetyt ci mimo wszystko dopisuje. – zaśmiał się.
            - Ja zawsze mam apetyt.
            Kelnerka przyniosła nam posiłki i zaczęłam jeść. Nie rozmawialiśmy tylko zajmowaliśmy się jedzeniem. Po zjedzeniu, przeszliśmy dalej. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam go trzymać za rękę. Chłopak był odważny i podobało mi się to. Wiedział czego chce tak samo ja!
            Uśmiechałam się do niego podczas rozmowy. Może nie były to jakieś konkrety, tylko same głupoty, potrafiłam się przy nim rozluźnić. Nawet nie minęła godzina, kiedy chodziliśmy po plaży bez butów.
            - Jak ci się podoba, bycie sławną?  - zapytał nagle.
            - Cóż, jest ciekawie. – odparłam wesoła. – Lubię występować dla ludzi.
            - Dziwie ci się, że tak dobrze się trzymasz.
            Postanowiłam usiąść na piasku. Za moimi śladami poszedł Nail i przyglądał mi się. Ja natomiast bawiłam się piaskiem.
            - Jeżeli będę, żyła przeszłością nigdy nie pójdę na przód. Było minęło.
            - Jesteś silna. – stwierdził. – Ja bym bał się otoczenia.
            Spojrzałam na niego. Kiedyś byś bał się i mnie, uwierz kolego.
            - To zależy od podejścia. – szepnęłam. – Może mnie torturowano i próbowano zgwałcić, jednak to minęło. Czas żyć teraz.
            - Wiesz, że jesteś jedyna w swoim rodzaju? – spojrzał mi głęboko w oczy.
            - Obiło mi się to o uszy. – zaśmiałam się.
            Chłopak szturchnął mnie. Posypałam go za to piaskiem. Nie wiem kiedy ale zaczął mnie łaskotać na środku plaży. Śmiałam się w niebogłosy a on ze mnie. Kiedy widział, że ciężko mi się oddycha przestawał by ponownie zacząć mnie torturować.
            - Zo…haha…staw…haha… mnie…. Haha – próbowała coś powiedzieć.
            - Nie. – pokazał mi język.
            Nagle oślepiło nas błysk fleszy. Od razu przestał mnie dręczyć łaskotkami i odwróciliśmy głowę w to samo miejsce. Niedaleko nas stał reporter, który robił nam zdjęcia. No pięknie.
            Już wiedziałam, że świat pomyśli, że mam chłopaka. Zszedł ze mnie i pomógł mi po raz drugi wstać. Otrzepaliśmy się z piasku. Dziwnie się poczuła, przez tego reportera. Miałam już do niego podchodzić, gdy nagle on znikł. Podniosłam brew. Trochę mnie zirytował ten gościu ale musiałam się przyzwyczaić, byłam osoba publiczną bez prywatności.
            - Kończymy nasz dzisiejszy spacer?
            Odwróciłam się twarzą do Nail’a. Nie czułam się zmęczona, a słońce dopiero zachodziło. Więc zastanawiałam się co można porobić.
            - Nie. – szepnęłam. – Podoba mi się.
            Nagle poczułam jak mnie podnosi i niesie stronę wody. Zaczęłam krzyczeć by tego nie robił ale mnie nie słuchał. Zamoczył już swoje stopy a ja mocniej się go trzymałam za szyję. Nawet nie wiem kiedy był w wodzie do pasa i mnie zrzucił do wody. Zdążyłam nabrać powietrza, zanim znurkowałam. Kiedy się wynurzyłam spojrzałam na niego zła. Oczywiście udawałam, ponieważ to było zabawne. Zaczęłam go chapać wodą, a on nie został mi dłużny. Rzuciłam się na niego i upadliśmy. Byliśmy pod wodą i dotknęliśmy piasku. Coś czułam, że do domu nie wrócę bez pisaku.
            W pokoju hotelowym czekał na mnie Justin. Siedział na kanapie i oglądał telewizor. Jak zobaczył w jakim stanie wróciłam był zdziwiony. Podniósł jedną brew i mi się przyglądał. Ja nic nie mówiąc poszłam szybko się przebrać. Zastanawiałam się czego on tu chce.
            Po szybkim prysznicu i ubraniu na siebie krótkich spodenek i bluzeczki na ramiączka spojrzałam na niego.
            - Co tu robisz? – mój głos był zły.
            - Długo nasz wolność nie potrwała. – wyciągnął z kieszeni kopertę.
            Podał mi ją a ja otwarłam. Zobaczyłam list oraz moje zdjęcia z wczorajszego wieczora. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam czytać.
            Droga Avril.
            Długo twoje szczęście i spokój nie potrwa. Zemszczę się za zabicie ich wszystkich. Nawet nie wiesz kim jestem i to mi ułatwia sprawę. Nawet się nie domyślasz. Zabije cie ale to potrwa, będziesz powoli oglądała śmierć swoich bliskich. Zacznę od twojego kuzynostwa. Skończę na twoim przyjacielu Justinie. Może dodam do listy twojego kolegę z dzisiejszego spacerku.
                                                           N.
            - Kurwa! – krzyknęłam. – Czy to się nie skończy?
            Podbiegłam do torby i zaczęłam szukać broni. Może, postanowiłam skończyć ze swoim starym życiem ale przezorny zawsze ubezpieczony. Wzięłam swój telefon i zadzwoniłam do taty. Powiedziałam, by zebrał wszystkich dziś wieczorem. Nie wyjaśniłam mu o co chodzi. Rozłączyła się wkrótce i chwyciłam się za głowę.
            - Co teraz? – spytał chłopak. – Przecież, znów jesteśmy w niebezpieczeństwie.
            - Lecimy do domu. – mruknęłam. – Czas odpoczynku zakończony.
            - Avril…
            - Nie ma Avril! – mruknęłam. – Nikt przeze mnie nie będzie cierpiał. Pakuj się. Dzwonie do Scoota.
            Kiedy wszystko z każdym ustaliłam, wciągu godziny byliśmy w samochodzie w doradzę na lotnisko. Nagle mi telefon zawibrował.
            I tak nic ci to nie da.
            Nie wystraszyłam się. Ktoś po prostu znał każdy mój ruch i tyle. Dobra bałam się powtórki że znów ktoś mnie porwie i będzie mnie torturował.
            Justin natomiast był opanowany i jak nigdy nic prowadził. Zachowywał się jak ja gdy musiałam go chronić. Obserwował bacznie drogę w skupieniu. Ja robiłam to samo i nie wiedziałam co mam mówić. Tym razem zagrożenie szło z mojej strony i mi to nie odpowiadało w stu procentach.
            W samolocie nawet się denerwowałam. Musiałam jak najprędzej być u siebie w domu i omówić wszystko ze wszystkimi. Przygryzłam dolną wargę z nerwów i wiedziałam co czas zrobić.
            Musiała zniknąć miła Avril i powrócić zimna suka. Tak będzie najlepiej. Miałam plan jak pozbyć się wszystkich wokół siebie. Ciocię chciałam wysłać za granicę wraz z kuzynostwem, żeby im nic nie było. Tata musiał sam wybrać miejsce pobytu. Pattie wraz z resztą do jej rodziny. A Justin musiał być z dala ode mnie. On pewnie tak samo jak ja był śledzony, ponieważ zauważyła, że w tym samym momencie dostaliśmy wiadomość.
            - Co teraz?  - spojrzał na mnie.
            - Nie wiem. – mruknęłam.
            - Avril, nie zostawię cie. – dotknął mojej dłoni. – Przejdziemy przez to razem.
            - OSZALAŁEŚ? – oburzyłam się. – Nikt nie będzie miał prawa ze mną się kontaktować po spotkaniu w domu.
            - Co ty mówisz? – wściekł się. – Nie zostawię cie.
            - Będziesz musiał. – spojrzałam na jego wisiorek. – Ale pamiętaj o mnie.
            - Avril?
            - Jakby mi się coś stało, nie zapomnij, że się znaliśmy. – w oczach miałam łzy. – Nie chce być zapomniana.
            - Nic ci się nie stanie. – dotknął mojego policzka. – Ochronimy cię.
            - Ty? – zaśmiałam się. – Ciekawe jak? Nawet nie znasz się na broni.
            - Dam radę.
            - Zamknij się. Poradzę sobie sama. – warknęłam. – Ty masz być bezpieczny, raz z resztą.
            W domu byli wszyscy. Cała ekipa, rodzina Justina jak i moja. Usiadłam koło taty na krześle i zakryłam twarz dłońmi. Nikt oprócz mnie i Justina nie wiedział o co chodzi i dlaczego zebrałam wszystkich po mimo, że grupa została rozwiązana. Czekali aż coś powiem, jednak nie wiedziałam od czego mam zacząć. Na ramionach poczułam czyjeś ręce. Spojrzałam na osobę i uśmiechnęłam się do Alexa. On to wiedział kiedy ma dać wsparcie.
            - Ktoś się chce na mnie zemścić. – powiedziałam chłodno. – Za zabicie Toma.
            - Kto? – spytał ojciec.
            Pokazałam mu list, jednak on nie rozpoznał pisma. Tak samo jak ja był zdezorientowany. Widziałam, że się martwi, jednak nie było można nic na nią poradzić.
            - Zdecydowałam – zaczęłam. – Każdy gdzieś wyjeżdża. Tato ty wybierz miejsce gdzie będziesz bezpieczny. Ciocia – tu spojrzałam na nią. – Jedziesz z tatą wraz z Cat i Chrisem. Pattie z wami – przeniosłam wzrok na ojca Justona. – do Niemiec, a Justin to już zostawiam na głowie taty. Ja zostaje i niech się dzieje co ma się dziać.
            - Avril oszalałaś? – oburzył się Leon. – To nic nie da. Każdy jest w to zamieszany.
            - Tak. – zgodziłam się z nim. – Jednak wam nic nie może się stać!
            - Avril a tobie? – spytała ciocia.
            - ja w tym wszystkim żyje od dziecka. – odparłam. – Mi się nic nie stanie.
            - Nie jesteś niezniszczalna. – mruknął Justin.            - Dam sobie radę.
            - Nie! – krzyknął tata. – Przynajmniej pozwól sobie pomóc.
            - Tato, nie musicie żyć! – podniosłam głos. – To już jest moja prywatna sprawa!
            - Jesteś moją córką!
            - Dlatego córka chroni rodzinę. – wyjaśniłam. – Nie wybaczę sobie jak kolejna osoba, przeze mnie zginie.
            - Avril… - zaczął Alex. – Nie możemy pozwolić, by córka szefa zginęła.
            - Córka szefa sobie poradzi. – odparłam.
            - Ja nigdzie się nie wybieram!
            Spojrzałam na Justina, który był zdeterminowany. Złość wzięła we mnie w górę. Podeszłam do niego i stanęłam twarzą w twarz. Dzieliły nas dwa centymetry.
            - Poradzisz sobie z zabiciem człowieka? – syknęłam. – Masz wybór swoje, życie czy przyjaciółki czyje wybierasz?
            - Przyjaciółki.
            - Wątpię. – uśmiechnęłam się chamsko. – Nie kłam. Mam podstawy by zarzucić ci kłamstwo.
            - Jakie? – zmarszczył brwi.
            - Już przyjaciółkę zostawiłeś samą. – poklepałam go po policzku. – Nie jesteś taki odważny.
            Odeszłam zostawiając go zdezorientowanego. Usiadłam koło taty i wzięłam go za rękę. Justin nagle wyszedł z domu i trzasnął drzwiami. Za nim poszedł Leon. Spojrzałam w oczy taty, które mówiły mi wszystko.
            - Ucieknijcie. – szepnęłam. – Weźcie ochronę. Dam sobie radę.
            - Avril, nie możemy tak postąpić. – wtrącił Chris. – Jesteśmy rodziną.
            - Tak, to prawda. Jednak czego się nie robi dla rodziny. – podeszłam do niego. – Pierwszym celem jesteście wy. – poinformowałam go. – Nie mogę na to pozwolić.
            - Córeczko, pozwól chociaż, komuś ze sobą zostać. – westchnął ojciec. – Sebastianowi zapłacę pięć razy więcej.
            - Tato, on przyda się wam. Każdy potrzebuje ochrony, ja sobie dam radę. Pozwólcie mi was ochronić. – łzy mi leciały po policzkach. – Nie chce by ktoś cierpiał.
            - Avril..
            - Tato, mama już zginęła z mojej winy. – przypomniałam. – Nikt więcej nie może.
            - Jesteś moją córką. – szepnął.
            - Pozwól… - spojrzałam na niego błagalnie.
            - Tato, nie. – powiedziałam twardo. – Nie. To ja muszę dać sobie radę i dam. Tylko ukryjcie się gdzie kolwie. We Włoszech mamy drugi dom! Ucieknijcie choćby tam. Byle byście byli bezpieczni.
            - Dobrze, pod warunkiem. – powiedział tata. – Tylko, masz warunek.
            - Jaki?
            - Alex zostaje z tobą.
            - Dobrze.

Justin Pov
            - Naucz mnie. – powiedziałem stanowczo.
            - Dobrze.

6 komentarzy:

  1. Kocham!!!!! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uu Leon bedzie uczył Jusa strzelac :) ja tam mysle ze ten liscik z podpisem "N." jest od Nialla a ten cham jakos wykorzysta to ze Sel go polubila :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Juustin bdz sie uczyl strzelac? .

    tak mi sie wydaje
    :D

    OdpowiedzUsuń