piątek, 28 lutego 2014

Rozdzial 15



- Strzelaj! – rozkazał Leon.
                Zrobiłem to co on mi powiedział i strzeliłem. Jednak nie trafiłem  cel, lecz w drzewo. Znajdowałem się aktualnie na jakiejś łące i uczyłem się jak stać się zimnym zabójcą.
                Zrezygnowałem z kariery dla niej, chciałem ją chronić, tak jak ona chroniła mnie. Musiałem coś zrobić by była bezpieczna. Nie chciałem pozwolić by przechodziła znowu to samo.
                Gdybym spełnił jej życzenie nigdy bym się z tym nie pogodził. Gdyby ktoś mi powiedział, że ponownie ją porwano i torturowano, chyba bym się załamał. No i nie chyba tylko na pewno.
                Leon podszedł do mnie i chwycił za ramię.
                - Stary, nie wiem czy coś z ciebie będzie. – jego głos był poważny. – Nie pomożesz jej, nie skupiasz się na celu. Kiedy strzelasz masz myśleć tylko o celu a nie czy ona jest bezpieczna.
                - Nie potrafię, brakuje mi jej. 
                - I to był błąd. Skup się na tym, że masz stać się seryjnym zabójcą.
                - Jak ja nie potrafię tak! – oburzyłem się. – Choćbym nie wiem jak bardzo, zabijanie nie jest dla mnie. – oddałem mu broń.
                - A życie Avril? – spojrzał mi w oczy. – Ono nie jest dla ciebie ważne?
                Zamilkłem. Jej życie było dla mnie najważniejsze, ale nie potrafiłem się przełamać. Na samą myśl o zabiciu człowieka, było mi nie dobrze.
                - Widzisz, ona jest uparta i zawzięta. Wolałaby zginąć za ludzi, których kocha niż im pozwolić cierpieć. Myślisz dlaczego pozwoliła się porwać? – spytał.
                - Ponieważ to była jej praca? To chyba oczywiste. – przewróciłem oczami.
                - Po części tak. – zgodził się ze mną. – Ale nigdy podarowała komuś czegokolwiek cennego. – wskazał na naszyjnik. – O nikogo się tak nie martwiła o ciebie. Nikomu nie pozwalała się dotykać.
                - A ty? Byłeś jej chłopakiem.
                - Mogłem ją dotknąć tylko gdy mi na to pozwoliła, a to było bardzo rzadko. A o seksie mogłem zapomnieć. – zaśmiał się. – Ona pod tym względem nie była dla mnie.
                - Dlatego ją zdradziłeś?
                - Nie. Mieliśmy podobne charaktery i więcej się kłóciliśmy niż normalnie rozmawialiśmy.
                - Aha. – zmieszałem się. – I uważasz, że jestem dla niej kimś ważnym?
                - To widać gołym okiem. Dlatego zrobię z ciebie zabójcę. – wyciągnął swoją broń. – A teraz ratuj siebie! – krzyknął.
                Zaczął strzelać. Nagle nie zrozumiałem o co chodzi, lecz gdy zobaczyłem grupkę ludzi idąca w naszą stronę z pistoletami wymierzonymi we mnie i Leona domyśliłem się. Zacząłem strzelać. Oczywiście nie trafiałem dokładnie tam gdzie chciałem, ale przynajmniej ich raniłem i upadali na ziemie, chwytając się za postrzelone miejsca.
                Teraz miałem szybki kurs zabijana, co mi nie odpowiadało, jednak nie miałem nic do gadania i musiałem się bronić oraz nie myśleć, że to są ludzie.
                Wmówiłem sobie w głowie, że to są tylko atrapy ( tak wiem głupie to ale cóż… ) i ratowałem siebie. Z Leonem byliśmy do siebie obróceni plecami tak by nikt nie mógł zaatakować nas od tyłu. Tłumaczył mi to na pierwszej lekcji. Pamiętać o osłanianiu siebie. Nagle poczułem szturchnięcie łokciem. Powiedział mi bym pobiegł za drzewa, ponieważ sami nie damy sobie rady. Zgodziłem się z nim, ponieważ było ich siedem osób, z czego ja może z dwóch zraniłem a Leon zabił jednego oraz trzech zranił. Mimo to dalej w nas strzelali. Mieliśmy szczęście, że niedaleko znajdował się nasz samochód, którym przyjechaliśmy.
                Zaczęliśmy biec, starając się by żadna kula nas nie trafił i nawet nie wiem jakim cudem nam się to udało. Odjechaliśmy z piskiem opon od nich. Wymieniłem magazynek i obserwowałem, przez lusterka, czy nikt za nami nie jedzie. Mieliśmy szczęście, że dostaliśmy od David’a sportowy samochód, inaczej ciężko nam było uciec.
                - Już wiesz jak my żyliśmy. – był wściekły. – Lekcja numer któraś tam. Jeśli jest przewaga strzelaj na oślep i spierdalaj jak najdalej.
                - Zapamiętam.
                - Justin jeszcze jedno, zmień się z miłego dzieciaka, w najtwardszego frajera, którego ciężko zranić. Zapomnij o dobroci dla niektórych. Bądź skurwielem.
                - Ciężka sprawa. – wyjrzałem za szybę.  – Nic nie jedzie.
                - Wyłącz tą całą dobroć i bądź gnojem. Masz być zabójca a nie zwykłym szarym człowiekiem. – warknął wkurwiony. – Masz zabijać tych którzy chcą cie zabić!
                - Łatwo ci mówić. – syknąłem.
                - Tez taki byłem. Pomocny, miły i kochany. Jednak gdy moja dziewczyna się skurwiła gdy miałem siedemnaście lat z moim przyjacielem, postanowiłem się zmienić.
                - Moja chciała mnie zabić. – zaśmiałem się.
                - Widzisz, dla takich ludzi masz być skurwielem, największym gnojem. Dasz radę. – zamyślił się nagle. – Pomyśl, że każdy z nich krzywdził Avril w tym domu. Że ją torturowali i gwałcili. Że każdy z nich wbijał jej nóż w bok.
                - A jak nie zadziała?
                - A co myślałeś teraz? – spojrzał na mnie.
                - Że są atrapami. – podrapałem się po karku.
                Zaczął się ze mnie śmiać. Nawet ja poszedłem za jego śladami. Rozmowa się skończyła i włączyłem radio.
                Aktualnie leciała piosenka Avril więc zacząłem jej słuchać. Musiałem przyznać, skubana miała wielki talent, który na całe szczęście chciała pokazywać, lecz na początku z przymusu i nic więcej. Po pierwszym występie jej się spodobało, ponieważ miała gdzie wyładować swój gniew, który był w niej od śmierci matki.
                Skupiłem się na piosence oraz na drodze. Zauważyłem jak ktoś za nami jedzie.
                - Przyśpiesz. Jadą. – powiedziałem stanowczo.
                Chłopak spełnił moją prośbę i pędził teraz jak szalony. Wychyliłem się przez szybę i zacząłem strzelać. Posłuchałem rady Leona i pomyślałem o tym, że to oni krzywdzili Avril. Celowałem w oponę, którą udało mi się za pierwszym razem trafić. Osoby, które nas ścigali stracili panowanie nad samochodem, więc mieliśmy szansę na ucieczkę.
                - Pomyślałeś. – pochwalił mnie towarzysz.
                - Cóż, twoja rada podziałała.
                - Co czułeś? – spytał skręcając ostro.
                - Nagły napad nienawiści do nich, chęć mordu i zemsty.
                - Doskonale. – poklepał mnie po ramieniu. – Można powiedzieć, że na gniew Avril też jesteś gotowy.
                - Na jaki gniew?
                - Dzwoniła do Corn i nie była zadowolona gdy dowiedziała się, że zrezygnowałeś z kariery oraz że jesteś w mieście a nie schroniony.
                - Ona jest w hotelu?! – przeraziłem się.
                - Można tak powiedzieć. – zaśmiał się. – Jedzie nam naprzeciw.
                - CO?! – wrzasnąłem. – Ona mnie zabije…
                - Gdzie jest Justin skurwiel? – spytał poważnym tonem. – Przez trzy tygodnie uczyłem cię tego i owego. Stań się w końcu zabójcą a nie mięczakiem!
                - Jak ona mnie zabije…
                - Trzeba było myśleć zanim poprosiłeś mnie o pomoc. – na jego twarzy powstał kpiarski uśmiech. – Lekcja numer osiemdziesiąt ileś. Nigdy nie pozwól babie wchodzić sobie na głowę, nawet jak nią jest seksowna blondynka.               
                - Dzięki pomogłeś w huj. – mruknąłem. – Będę martwy ale to szczegół.
                - JUSTIN DO KURWY NĘDZY! – wrzasnął. – WYŁĄCZ TO CZŁOWIECZEŃSTWO, STAŃ SIĘ ZABÓJCĄ A NIE CIOTĄ!
                - Zostałem wychowany inaczej. – odparłem.
                - Powiem tak, nie uratujesz jej. – westchnął. – Zginie od razu, zanim wyciągniesz pistolet. Ewentualnie sama sobie poradzi.
                Miał znów rację. Musiałem przestawić swój tok myślenia inaczej jej nie pomogę. Spojrzałem w okno i nie rozmawialiśmy. Wsłuchałem się w radio i czekałem aż dojedziemy do hotelu.
                Nagle przypomniałem sobie, że przecież, wściekła Avril jedzie nam na powitanie. Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie tą scenę w której zamiast jej przytulić, musze uciekać, ponieważ dziewczyna chce mnie zabić.
                Racja trzeba stać się Bieber trochę twardym niż jesteś.
                Wjechaliśmy na jakąś leśną drogę gdy zauważyliśmy znajomy samochód na drodze i stojącą w nim dziewczynę.

Avril pov
                Co za dupki. Kretyni! IDIOCI! W tej chwili miałam ich ochotę zabić, za to, że w ogóle się urodzili! Kiedy zatrzymali się przede mną trzymałam pistolet w ręce i tylko czekałam aż ktoś z nich wysiądzie by trochę pogrozić im.
                Kiedy najpierw wysiadł Justin, szedł z głupim uśmiechem na twarzy a Leon za nim zrobił znak krzyża. Oj dobrze, ze się modli ten kretyn. Kiedy zauważyli moją broń w ręce zatrzymali się i niepewnie spoglądali na mnie.
                - No chodźcie. – powiedziałam wściekła. – Boicie się?
                - Avril nie denerwuj się. Kochanie to tylko ćwiczenia. – tłumaczył się Leon.
                - No właśnie, my tylko ćwiczyliśmy. – powtórzył słowa Leona Justin.
                - Aha… - warknęłam. – TO JA RYZYKUJE ŻYCIEM DLA WAS IDIOCI, A WY PO PROSTU SOBIE SIEDZICIE W MIESCIE I STRZELACIE W DRZEWA! – krzyczałam.
                Byłam tak zła, że chciałam uderzyć Leona w twarz , lecz ten mnie chwycił za nadgarstki i wyrwał mi broń. Odepchnął mnie od siebie, tak że prawie połapałam swoje obcasy.
                - Uspokój się! – krzyknął Leon.
                Nagle zawibrował mi telefon. Przerażona wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz.
                Szczerze miałam dość tych wiadomości od tej osoby. Potrafiła dwa razy w ciągu dnia napisać z dokładnością co w danej chwili robię.
                No, no spotkanie z Justinem. Brawo Avril zaprowadziłaś mnie do niego.
                N.
                Rzuciłam telefon o pierwsze drzewo. Miałam szczerze dość. Nic innego ostatnio nie robię oprócz tego, że nie panuję nad sytuacją. Nie ważne jak bardzo staram się odnaleźć tą osobę i ochronić wszystkich, to ona mi ucieka. Już dwa razy mi zniknęła i nie wiedziałam co mam zrobić.
                Teraz ona gdzieś tu była. Starałam się ją znaleźć wzrokiem ale nie widziałam nic. Przeczesałam włosy ręką i pokręciłam głową z niedowierzenia.
                - Wsiadać. – warknęłam. – Nie jesteśmy tu bezpieczni.
                - O co chodzi? – spytał Leon.
                - Wsiadaj i zamknij ryj. – rozkazałam.
                Posłuchali mnie. Zaczęłam pędzić jak głupia. Nie chciałam by osoba, która mnie śledzi wiedziała gdzie chce ich zawieźć.       
                Ostatnie dni był dla mnie najbardziej ciężkie, ciągle ktoś mnie śledził, dostawałam listy, wiadomości na telefon, zdjęcia oraz wiele innych wiadomości w których były groźby oraz głupie informacji co robiłam w danym dniu.
                W końcu nie wytrzymałam u musiałam poprosić o pomoc swoich starych znajomych, którzy w ogóle nie chcieli mi pomóc. Powiedzieli, że sama nawarzyłam sobie tego piwa to musze sobie wypić. Tak naprawdę Abby była na mnie zła o to, że zabrałam jej Justina kiedy  z nim się całowała. Na początku myślałam że to jej chłoptaś chce się na nas zemścić ale on darował to sobie.
                - Avril co się dzieje? – spytał mnie Justin.
                Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc przygryzłam swoje wargi i jechałam.
                Pod ich zasranym hotelem byłam w niecałe pół godziny.
                - Wylećcie jutro albo sama wam jaja powyrywam. – syknęłam. – Macie zniknąć i tu nie wracać! To moja wojna!
                - Skończ! – krzyknął na mnie Justin. – Nigdzie się nie wybieram.
                - Wybierasz się. – spojrzałam mu w oczy. – Nawet nie wiesz jakie wakacje ci załatwiłam.
                - Chyba pojebało ci się w głowie… 
                - Radzę, robić ci co każe. To dla twojego bezpieczeństwa! – krzyknęłam.
                - Nie będziesz mi kurwa rozkazywać! Nie jesteś nikim aż tak ważnym w moim życiu by mi mówić co mam robić!
                Zabolały mnie jego słowa i nawet nie wiecie jak bardzo zrobiło mi się smutno. Nie dałam po sobie tego rozpoznać, ponieważ chłopak by sobie coś pomyślał.
                - Rób co chcesz. – szepnęłam. – Ja odchodzę.
                Wysiadłam ze swojego samochodu i ruszyłam przed siebie. Łzy spływały mi po policzkach, a w głowie chodziły jego słowa. Ludzie mnie mijali obserwowali, w końcu szła Avril Steel, która zawsze jest uśmiechnięta a dzisiaj smutna.
                Podbiegła do mnie nagle grupka ludzie i chcieli ze mną zdjęcia. Założyłam okulary i zgodziłam się. Uśmiechałam się do obiektywu, by nie wyjść jak jakaś smutną. Rozdałam kilka autografów i poszłam dalej przed siebie ze słowami Justina w mojej głowie.
                Nie jesteś nikim ważna w moim życiu.
Przypomniało mi się nagle, że mój telefon jest rozwalony na milion części w lesie, a ja nie mam jak się z moim tatą komunikować, no i mój samochód zostawiłam Justinowi. Kurwa to najgorszy dzień w moim życiu. Chociaż nie, kiedy dowiedziałam się, że mój drogi zabójca mojej matki, to tak naprawdę mój tata.
                Było dość ciepło, słońce grzało niesamowicie a chmury gdzieś pouciekały nie dając żadnego cienia czy czegokolwiek. Ludzie chodzili skąpo ubrani, a ja musiałam ubrać się z gustem, ponieważ nie chciałam by jacyś ludzie obgadywali mnie za plecami, ewentualnie moi fani nie powinni się wstydzić mojej osoby. Kiedy znalazłam się blisko sklepu z telefonami, na mojej twarzy powstał wielki uśmiech. Dobrze, że miałam przy sobie torebkę ze swoim portfelem.
                Zakupiłam nową komórkę i mogłam iść w świat.
                - Avril! – usłyszałam wołanie.
                Odwróciłam się i zobaczyłam Justina idącego w moja stronę. Przygryzłam dolną wargę i poczułam łzy na policzkach. Czego on ode mnie jeszcze chce? Szedł szybkim krokiem do mnie a ja nie chciałam go dzisiaj słuchać. Zaczęłam odchodzić. A on dalej mnie wołał. Łzy płynęły a on szedł. Nagle poczułam jak mnie chwyta za ramię i odwraca mnie do siebie. Zdjął mi okulary i spojrzał w moje oczy.
                - Avril  przepraszam. – przytulił mnie. – Nie chciałem byś płakała.
                - Zostaw mnie. – wyrwałam mu się.
                - Przepraszam. – dotknął mojego policzka.
                Dalej łzy mi ciekły po policzkach. Gdyby on wiedział jak bardzo jest dla mnie ważny i jak bardzo mnie jego słowa zabolały. Odepchnęłam jego rękę, mocno chwytając za nadgarstki.
                - Odejdź. – szepnęłam.
                - Avril nie chce byś płakała przeze mnie. – oparł czoło o jej.
                - NIE. – odsunęła się od niego. – Już powiedziałeś co uważasz.
                - Byłem zły…
                - Odejdź i zapomnij o mnie. – wyszeptałam. – Tak będzie najlepiej. Dla mnie i dla ciebie.
                Doszło do mnie, że on nie może być w moim życiu do póki ja jestem w niebezpieczeństwie. On musi odejść.
                - To koniec przyjaźni. – powiedziałam ostro. – To koniec!
                - Avril nie…
                - Zamknij się. – przerwałam mu. – Tak będzie najlepiej. Nikt z nas nie będzie cierpiał.
                Musiałam szybko wymyśleć kłamstwo by mnie posłuchał. Musiałam ja zniknąć by mu nic się nie stało. To ja mam cierpieć nie on!
                - Odchodzę. – spojrzałam w jego oczy. – Wyjeżdżam i nie szukaj mnie.
                Kłamałam. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałam by on był przy mnie i czuć jego dłonie na moich oraz ogółem pragnęłam jego obecności. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Teraz albo nigdy.
                - Wiesz co Justin? – mój głos był szorstki. – W końcu cie uratowałam, poświęciłam prawie swoje życie dla ciebie. Teraz patrz jak mi się odpłaciłeś. – warknęłam. – Ktoś mnie ściga i chce zabić moją rodzinę! – krzyknęłam. – Teraz ja musze chronić swoich. I to z powodu ciebie i twojego ojca! To wszystko wasza wina. Nienawidzę cię!
                Widziałam jak chłonął moje słowa, jak był wielkim szoku. Odsunął się ode mnie i odszedł. Z oczy dalej płynęły mi łzy. Widziałam jak odchodzi a mnie to bolało. Jednak dla niego tak było najlepiej. Miał być bezpieczny i właśnie tak się stało.
                - Żegnaj na zawsze. – szepnęłam do siebie. – Zawsze będziesz kimś dla mnie ważnym.
                Zawołałam taksówkę i wsiadłam do niej. Podałam adres, pod który kierowca miał jechać. To był koniec mnie i Justina na zawsze. Ten jego ból w oczach zawsze będzie mnie prześladował i nigdy go nie zapomnę do póki będę pamiętać. 

Jeszcze 2 rozdziały epilog i koniec części pierwszej.  I szukam kogoś kto mi zrobi szablon do drugiej części opowiadania z rudowłosą dziewczyną. Jak jest ktoś chętny to byłabym wdzięczna gdyby napisał w komentarzach :)) 

7 komentarzy:

  1. cudowny rozdział <3
    końcówka bardzo smutna, płacze...
    nie chce końca pierwszej części!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko nie lubie smutnych koncow a taki wlasnie sie zapowiada ale bede plakac

    OdpowiedzUsuń
  3. boże.... a on się tak starał dla niej... samolubna jędza ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. damn 2 część z rudą? czy to znaczy że Avril zginie? no nie! ja już teraz płakałam! a co będzie jak ją uśmiercisz...cholera kocham to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Avril będzie żyła ^^ Tylko że inaczej wszystko się potoczy :D Troszkę, będzie zamieszania i inna akcja. Ich losy będą z innej perspektywy. Powiem tylko jedno, Avril nie będzie pamiętać swojej przeszłości.

      Usuń